Jesteśmy w Warszawie już 6 dni. Lekarze szukają dawcy, który mógłby podarować serce Igusi. Poszukiwania mogą trwać kilka dni, a nawet kilka tygodni. Staramy się spędzać z małą, jak najwięcej czasu. Nikomu nie powiedzieliśmy, że znowu jesteśmy razem. A ślub? Ten temat poruszymy, gdy Iga będzie już po przeszczepie. Zastanawiałam się kiedy wrócę do siatkówki. O ile w tym sezonie w ogóle wrócę. Postanowiłam porozmawiać z prezesem, żeby rozwiązać kontrakt. I tak już nie gram od miesiąca, więc jest w tym jakiś sens, żeby czekali na mnie i płacili mi kasę za to, że siedzę w szpitalu i nawet nie trenuję? Rano dzwonił Andrzej Kowal. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później będzie kazał Zibiemu wrócić. Więc od jutra Bartman wraca do klubu, ale obiecał że będzie przyjeżdżał, gdy tylko znajdzie wolny czas.
-Nie, tatuś zostać! - Igusia nie chce puścić Zbyszka, który musi niedługo wyjeżdżać do Rzeszowa. Na nic słowa, że tata musi jechać do pracy i gdy wróci przywiezie Idze prezent, że dziadkowie jutro wpadną w odwiedziny. No, ale co ja się dziwię. Iga to córeczka tatusia. Jego oczko w głowie.
-Skarbie, ale tata musi jechać - ZB9 kuca przed łóżeczkiem małej. - Ale za to jutro rano, gdy się obudzisz to będą przy Tobie babcia Jadzia i dziadek Leon.
-Ja sce tatusia - mała obejmuje szyje Zibiego.
-A obiecasz mi coś?
-Tak.
-Tatuś musi jechać zarobić pieniążki, żebyś miała dużo zabawek. A jak mnie nie będzie musisz całować mamusię i mówić jej, że ją kochasz, bo ja tego nie będę mógł robić. Mogę na Ciebie liczyć? - Iga jest wręcz zachwycona, że ktoś jej dał aż tak "poważne" zadanie. Kiwa głową na znak zgody. - To świetnie, Księżniczko.
-Tata pa!
-Dopiero chciałaś, żebym został, a teraz mnie wyganiasz? - mała śmieje się i kręci główką. - Dobra, to lecę.
Zbyszek pocałował Igę w czółko i posadził na łóżeczku. Podchodzi do mnie i ciągnie mnie za rękę. Podnoszę się z krzesła i staję na przeciwko niego.
-Będę codziennie dzwonił - mówi po czym delikatnie całuje mnie w usta. - Kocham Cię.
Pięć dni później...
-Pani Doroto! Dobre wieści. Znalazł się dawca! Wszystko się zgadza. Możemy operować za dwa dni.
Taką wiadomość dostałam wczoraj od lekarza. Od razu zadzwoniłam do Zibiego. Przekazałam mu informację, a siatkarz obiecał, że przyjedzie do szpitala, bo dzień wcześniej Resovia gra mecz z Politechniką w stolicy. Jego mama codziennie odwiedza małą. Jestem jej za to wdzięczna, bo czasami jestem tak zmęczona, że nie mam siły siedzieć w szpitalu 10 godzin. Gdy ona przychodzi ja mogę wrócić na chwilę do mieszkania, wziąć kąpiel, przespać się, coś zjeść. Ojciec Zibiego musiał jechać do Spały zajmować się sprawami Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Muszę przyznać, że strasznie się denerwuję, ale chyba każda matka na moim miejscu byłaby kłębkiem nerwów. Mama Zbyszka dwie godziny temu poszła do domu na moją prośbę. Siedziała z Igą od samego rana i widać było po niej, że jest strasznie zmęczona. No, niestety - Iguśka jest energicznym dzieckiem. Cały czas trzeba jej śpiewać, czytać książki, opowiadać historyjki, czy bawić się z nią. Za chwilę w szpitalu powinien być ZB9. Z tego co wiem, to mecz skończył się pół godziny temu z korzyścią dla Resovii, która wygrała 3:0. Nagle mała zaczyna piszczeć. Przestraszyłam się, że znowu jest z nią coś nie tak. A ona uradowana pokazuje mi paluszkiem na szybę. Odwracam się i również się uśmiecham. Iga zobaczyła Bartmana, który akurat wszedł do sali. Igusia wyciąga do niego rączki, więc siatkarz bierze ją na ręce i całuje w policzek. Chwilę później ja również tonę w jego uścisku.
Po godzinie, przez którą udało nam się wykąpać i nakarmić córkę musimy wracać do domu. Dobrze, że udało nam się ją uśpić, bo inaczej byłoby trudno wymknąć się z sali.
Wchodzimy do mieszkania. Siatkarz od razu poszedł do kuchni zrobić kolację, a mnie kazał wziąć kąpiel. Piętnaście minut później siedzimy na kanapie i oglądamy film jedząc kanapki. Szkoda tylko, że to Zbyszek wybierał co będziemy oglądać. Niestety, ale padło na horror, chociaż wie, że ich nie lubię, bo zawsze się boję. A może zrobił to specjalnie? Przecież wie, że zawsze, gdy oglądamy razem horrory to siedzę obok niego najbliżej, jak się da.
-Idę do łazienki.
-Nie! Nie zostanę sama.
-Nie dramatyzuj. Nic Ci nie będzie.
-No, dobra. Ale wracaj szybko.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi łazienkowych. I wtedy akurat leciał najgorszy moment z całego filmu, jaki dotąd oglądaliśmy. Podkuliłam nogi i objęłam je rękoma. Dałabym sobie głowę uciąć, że słyszałam jakiś trzask w kuchni. Podniosłam się i poszłam zobaczyć co to.
-Buuuu!
Zaczęłam piszczeć, jak nienormalna. W odpowiedzi usłyszałam śmiech siatkarza.
-Idiota! - odepchnęłam go od siebie. Poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Chwile później do pokoju wszedł ZB9. - Co chcesz?
-Przepraszam Dorotka, nie wiedziałem, że aż tak się przestraszysz.
-Przecież wiesz, że boję się horrorów.
-Myślałem, że Ci to przeszło. A swoją drogą żałuj, że siebie nie widziałaś.
-Ty się ze mnie nabijasz? - podniosłam głowę.
-Mysza, no daj spokój.
-Spierdalaj.
-Dobra, to nie powiem Ci czegoś, co na pewno Cię zainteresuje.
Popatrzyłam się na niego. Siedział na skraju łóżka odwrócony do mnie plecami.
-A co?
-Już nieważne. Przecież się na mnie obraziłaś - jeju, jak on się lubi ze mną droczyć. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców. - Nie myślisz chyba, że tak łatwo Ci ulegnę.
-No, Zbyś powiedz.
-No dobra. Udało mi się załatwić ślub na lipiec.
-W następnym roku?
-Nie, jeszcze w tym.
-Jakim cudem?
-Ksiądz stwierdził, że nie musimy drugi raz mieć tych całych nauk przedmałżeńskich i udało mi się zaklepać 26 lipiec.
-A sala, fotograf, orkiestra?
-Wszystko załatwione. Kolega z Rzeszowa miał brać ślub właśnie 26 lipca, ale zmarła jego mama i chciał wszystko odwołać, ale postanowił że jeśli spłacimy wynajem sali i te wszystkie duperele to odda nam rezerwację.
Już nic nie mówię, tylko rzucam mu się na szyję.
-Zbyszek! Nie możemy brać ślubu w lipcu! Przecież ja nie mam sukni ślubnej!
-Kobiety... Jak dla mnie możesz iść nawet bez niej.
-Nie wiem co na to powiedzieliby nasi goście.
-Męska część na pewno byłaby zadowolona. No, może oprócz twojego taty.
niedziela, 29 września 2013
niedziela, 22 września 2013
Już zapomniałem, że twój tyłek jest aż tak seksowny
Błąd lekarzy sprawił, że Iga została przewieziona do szpitala w Warszawie. Przynajmniej miałam pewność, że jest pod dobrą opieką specjalistów. Do stolicy pojechałam razem ze Zbyszkiem. Spakowałam do torby więcej rzeczy niż miałam w szpitalu w Mielcu. Powiedziałam trenerowi o zaistniałej sytuacji. Powiedział, że mam się niczym nie przejmować i mogę spokojnie jechać z Igą. Na moje miejsce wskoczyła rozgrywająca z drużyny juniorek. Trener Kowal nie był zbytnio zadowolony z faktu, że Zibi chciał jechać razem z nami, ale jak stwierdził on też ma dzieci i na jego miejscu zrobiłby tak samo. O nocleg nie musiałam się martwić. Miałam nocować w mieszkaniu Zbyszka. Jedynym minusem był fakt, że nie mogłam zostawać z małą na noc w szpitalu. Tak więc nie miałam wyjścia i chcąc nie chcąc musiałam skorzystać z gościnności Zibiego.
Po trzech godzinach jazdy dojechaliśmy do stolicy. Była godzina 21:00 i lekarz powiedział, że dziś się z nią nie zobaczymy, więc nie ma najmniejszego sensu siedzieć w szpitalu. Pojechaliśmy do mieszkania Bartmana. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam bagażnik.
-Zostaw, ja to wezmę - powiedział Zbyszek, gdy wyciągnęłam walizkę. Podszedł do mnie i zabrał mi ją.
Wzięłam klucze od ZB9 i weszłam do klatki schodowej. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na ostatnie piętro. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do mieszkania.
-No tak, zapomniałem, że tutaj mam tylko jedno łóżko - atakujący podrapał się po głowie. - Ale jakoś damy radę. Najwyżej będę spał na kanapie.
-Zbyszek, mogę wziąć prysznic? - zapytałam. Jakoś głupio bym się czuła, gdybym robiła w jego mieszkaniu co chcę.
-Nie pytaj się, tylko idź. Teraz to będzie także i twój dom, także nie krępuj się.
Weszłam do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam prysznic. Po 10 minutach wyszłam z kabiny. Na śmierć zapomniałam zabrać piżamę. Wyjęłam z szafki ręcznik i owinęłam się nim. Otworzyłam niepewnie drzwi i rozejrzałam się.
-Zbyszek, gdzie są walizki? - nie było ich w korytarzu, a tam je zostawił Zibi.
-W sypialni - usłyszałam głos siatkarza dobiegający z kuchni.
Udałam się więc do pokoju. Nachyliłam się nad walizką i szukałam majtek i koszulki sięgającej do połowy ud, które służyły mi za piżamę. Gdy je znalazłam, chciałam wrócić do łazienki. Odwróciłam się i zobaczyłam Bartmana gapiącego się na mnie.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
ZB9 odchrząknął. Spojrzałam na siebie. Pięknie Dorotko! Zapomniałam, że ręcznik ledwie zakrywa mi tyłek i gdy się nachyliłam Zbyszek podziwiał moje pośladki.
-Powiedz, że nie chodzi Ci o to, o czym myślę - powiedziałam zawstydzona.
-Już zapomniałem, że twój tyłek jest aż tak seksowny - zaśmiał się. Spaliłam buraka, jak nic. - Ale wiesz co? - zapytał i podszedł do mnie. - Muszę się przekonać, czy się nie pomyliłem.
Jakby nigdy nic zadarł ręcznik do góry i położył swoje wielkie łapska na moim tyłku.
-Co Ty... - nie dokończyłam, bo wpił się w moje usta.
Upuściłam ubrania, które trzymałam w ręku. Wplotłam prawą dłoń w jego kruczoczarne włosy, a lewą położyłam na karku. Siatkarz miażdżył moje usta swoimi wargami. Podniósł mnie i położył na łóżku. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją na podłogę. Chwilę później Zbyszek pozbył się swoich spodni i przy okazji mojego ręcznika. Zdarłam z niego bokserki. Leżeliśmy całkiem nadzy i wtedy złączył nasze ciała w jedność.
Obudziły mnie promienie słońca, które odbijając się od śniegu były jaśniejsze niż zwykle. Zibi jeszcze spał. Na krześle leżała jego koszula. Zarzuciłam ją na siebie i poszłam do kuchni. Zaparzyłam kawę i powoli popijałam gorącą ciecz. Czy żałowałam tego, co się stało? Nie wiem. Dlaczego Zbyszek mnie pocałował? Przecież powiedział, że nigdy mi nie wybaczy. Więc dlaczego to zrobił? Nie jest mi łatwo żyć obok mężczyzny, którego cholernie kocham i jednocześnie nie mogę z nim być. Spojrzałam na zegar. Była dopiero ósma rano. Wizyty w szpitalu są dopiero od 10, ale Iga ma mieć robione dziś badania i lekarz powiedział, że dzisiaj znowu nie mamy po co przyjeżdżać. W tej chwili do kuchni wszedł Bartman. Miałam zamiar wrócić do sypialni, gdy siatkarz się odezwał:
-Gdzie się wybierasz? Musimy chyba sobie coś wyjaśnić. Siadaj - wskazał na kanapę.
Uczyniłam to, o co prosił. Nie patrzyłam się na niego. Wgapiałam się w podłogę. Byłam pewna, że zaraz powie, że to wszystko nie powinno się wydarzyć, że mnie już nie kocha. Chciało mi się płakać, w gardle czułam ogromną gulę.
-To, co się wczoraj wydarzyło... - wiedziałam, że tak zacznie i dobrze wiedziałam, jak skończy. Nie chciałam tego słuchać, więc dokończyłam za niego.
-Nie powinno mieć miejsca, tak? Zgadłam? - w końcu popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. -Skoro wiedziałeś, że nic to między nami nie zmieni to dlaczego to zrobiłeś? - rzuciłam w niego poduszką. Złapał ją i przysunął się do mnie. Dotknął ręką moją dłoń. - Zostaw! Ty...pieprzony...egoisto! Przeleciałeś...mnie...bo...brakowało...Ci...seksu? - mówiłam przez łzy uderzając go pięściami po klatce piersiowej.
-Mysza, posłuchaj! - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. - To nie tak, jak myślisz!
-Wiesz co? To samo mi powiedział Filip, gdy przyłapałam go w łóżku z inną. Ale teraz boli jeszcze bardziej. Kocham Cię! Nie możesz tego zrozumieć? Uszanowałam, że mnie nie chcesz i staram się z tym żyć, chociaż nie jest mi łatwo. Wiem, że to była moja wina, ale nie musisz mnie cały czas za to karać! - ZB9 puścił moje nadgarstki i położył swoje dłonie na moich plecach.
Przyciągnął mnie do siebie tak, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Próbowałam się wyszarpać, ale był zbyt silny. Znowu mnie pocałował. Nic nie robił sobie z tego, że wbijałam mu paznokcie w ramiona, żeby mnie puścił. Byłam zła. Nie chciałam tego pocałunku. Próbowałam odwrócić głowę, ale siatkarz to wyczuł i położył swoją dłoń na moim karku uniemożliwiając mi przy tym ucieczkę. Kiedy się ode mnie oderwał powiedział:
-Kocham Cię, Mysza. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Chcę razem z Tobą i Iga stworzyć w końcu prawdziwą rodzinę. To chyba należy do Ciebie - gapiłam się na niego całkiem skołowana, gdy wsunął na mój serdeczny palec pierścionek, który dał mi na oświadczyny. Zatkałam sobie z wrażenia usta dłonią, a łzy smutku i złości przerodziły się we łzy szczęścia. - To znaczy, że się zgadzasz?
-Pewnie, wariacie! - przytuliłam się do niego z całych sił. Znowu mamy wziąć ślub, do którego nie doszło za pierwszym razem. I tym razem już nic nam nie przeszkodzi.
Po trzech godzinach jazdy dojechaliśmy do stolicy. Była godzina 21:00 i lekarz powiedział, że dziś się z nią nie zobaczymy, więc nie ma najmniejszego sensu siedzieć w szpitalu. Pojechaliśmy do mieszkania Bartmana. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam bagażnik.
-Zostaw, ja to wezmę - powiedział Zbyszek, gdy wyciągnęłam walizkę. Podszedł do mnie i zabrał mi ją.
Wzięłam klucze od ZB9 i weszłam do klatki schodowej. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na ostatnie piętro. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do mieszkania.
-No tak, zapomniałem, że tutaj mam tylko jedno łóżko - atakujący podrapał się po głowie. - Ale jakoś damy radę. Najwyżej będę spał na kanapie.
-Zbyszek, mogę wziąć prysznic? - zapytałam. Jakoś głupio bym się czuła, gdybym robiła w jego mieszkaniu co chcę.
-Nie pytaj się, tylko idź. Teraz to będzie także i twój dom, także nie krępuj się.
Weszłam do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam prysznic. Po 10 minutach wyszłam z kabiny. Na śmierć zapomniałam zabrać piżamę. Wyjęłam z szafki ręcznik i owinęłam się nim. Otworzyłam niepewnie drzwi i rozejrzałam się.
-Zbyszek, gdzie są walizki? - nie było ich w korytarzu, a tam je zostawił Zibi.
-W sypialni - usłyszałam głos siatkarza dobiegający z kuchni.
Udałam się więc do pokoju. Nachyliłam się nad walizką i szukałam majtek i koszulki sięgającej do połowy ud, które służyły mi za piżamę. Gdy je znalazłam, chciałam wrócić do łazienki. Odwróciłam się i zobaczyłam Bartmana gapiącego się na mnie.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
ZB9 odchrząknął. Spojrzałam na siebie. Pięknie Dorotko! Zapomniałam, że ręcznik ledwie zakrywa mi tyłek i gdy się nachyliłam Zbyszek podziwiał moje pośladki.
-Powiedz, że nie chodzi Ci o to, o czym myślę - powiedziałam zawstydzona.
-Już zapomniałem, że twój tyłek jest aż tak seksowny - zaśmiał się. Spaliłam buraka, jak nic. - Ale wiesz co? - zapytał i podszedł do mnie. - Muszę się przekonać, czy się nie pomyliłem.
Jakby nigdy nic zadarł ręcznik do góry i położył swoje wielkie łapska na moim tyłku.
-Co Ty... - nie dokończyłam, bo wpił się w moje usta.
Upuściłam ubrania, które trzymałam w ręku. Wplotłam prawą dłoń w jego kruczoczarne włosy, a lewą położyłam na karku. Siatkarz miażdżył moje usta swoimi wargami. Podniósł mnie i położył na łóżku. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją na podłogę. Chwilę później Zbyszek pozbył się swoich spodni i przy okazji mojego ręcznika. Zdarłam z niego bokserki. Leżeliśmy całkiem nadzy i wtedy złączył nasze ciała w jedność.
Obudziły mnie promienie słońca, które odbijając się od śniegu były jaśniejsze niż zwykle. Zibi jeszcze spał. Na krześle leżała jego koszula. Zarzuciłam ją na siebie i poszłam do kuchni. Zaparzyłam kawę i powoli popijałam gorącą ciecz. Czy żałowałam tego, co się stało? Nie wiem. Dlaczego Zbyszek mnie pocałował? Przecież powiedział, że nigdy mi nie wybaczy. Więc dlaczego to zrobił? Nie jest mi łatwo żyć obok mężczyzny, którego cholernie kocham i jednocześnie nie mogę z nim być. Spojrzałam na zegar. Była dopiero ósma rano. Wizyty w szpitalu są dopiero od 10, ale Iga ma mieć robione dziś badania i lekarz powiedział, że dzisiaj znowu nie mamy po co przyjeżdżać. W tej chwili do kuchni wszedł Bartman. Miałam zamiar wrócić do sypialni, gdy siatkarz się odezwał:
-Gdzie się wybierasz? Musimy chyba sobie coś wyjaśnić. Siadaj - wskazał na kanapę.
Uczyniłam to, o co prosił. Nie patrzyłam się na niego. Wgapiałam się w podłogę. Byłam pewna, że zaraz powie, że to wszystko nie powinno się wydarzyć, że mnie już nie kocha. Chciało mi się płakać, w gardle czułam ogromną gulę.
-To, co się wczoraj wydarzyło... - wiedziałam, że tak zacznie i dobrze wiedziałam, jak skończy. Nie chciałam tego słuchać, więc dokończyłam za niego.
-Nie powinno mieć miejsca, tak? Zgadłam? - w końcu popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. -Skoro wiedziałeś, że nic to między nami nie zmieni to dlaczego to zrobiłeś? - rzuciłam w niego poduszką. Złapał ją i przysunął się do mnie. Dotknął ręką moją dłoń. - Zostaw! Ty...pieprzony...egoisto! Przeleciałeś...mnie...bo...brakowało...Ci...seksu? - mówiłam przez łzy uderzając go pięściami po klatce piersiowej.
-Mysza, posłuchaj! - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. - To nie tak, jak myślisz!
-Wiesz co? To samo mi powiedział Filip, gdy przyłapałam go w łóżku z inną. Ale teraz boli jeszcze bardziej. Kocham Cię! Nie możesz tego zrozumieć? Uszanowałam, że mnie nie chcesz i staram się z tym żyć, chociaż nie jest mi łatwo. Wiem, że to była moja wina, ale nie musisz mnie cały czas za to karać! - ZB9 puścił moje nadgarstki i położył swoje dłonie na moich plecach.
Przyciągnął mnie do siebie tak, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Próbowałam się wyszarpać, ale był zbyt silny. Znowu mnie pocałował. Nic nie robił sobie z tego, że wbijałam mu paznokcie w ramiona, żeby mnie puścił. Byłam zła. Nie chciałam tego pocałunku. Próbowałam odwrócić głowę, ale siatkarz to wyczuł i położył swoją dłoń na moim karku uniemożliwiając mi przy tym ucieczkę. Kiedy się ode mnie oderwał powiedział:
-Kocham Cię, Mysza. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Chcę razem z Tobą i Iga stworzyć w końcu prawdziwą rodzinę. To chyba należy do Ciebie - gapiłam się na niego całkiem skołowana, gdy wsunął na mój serdeczny palec pierścionek, który dał mi na oświadczyny. Zatkałam sobie z wrażenia usta dłonią, a łzy smutku i złości przerodziły się we łzy szczęścia. - To znaczy, że się zgadzasz?
-Pewnie, wariacie! - przytuliłam się do niego z całych sił. Znowu mamy wziąć ślub, do którego nie doszło za pierwszym razem. I tym razem już nic nam nie przeszkodzi.
____________
Nareszcie go dodałam! Już myślałam, że w ten weekend nic nie napiszę, ale jakoś udało się :)
Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z przebiegu sytuacji w rozdziale na górze :D
Za wszelkie błędy i monotonię przepraszam :P
Z pozdrowieniami - atomowkawilk ;)
niedziela, 8 września 2013
Wiem, że to my zawiniliśmy
Patrzyliśmy się na siebie już od dobrych kilku sekund. Z niezręcznej sytuacji wyratował nas płacz córki. Zerwałam się z łóżka i poszłam do Igusi. Mała nadal płakała, do momentu kiedy obok mnie stanął stanął Zbyszek.
-Cześć Księżniczko - uśmiechnął się do niej. Stałam odwrócona do niego plecami, ale czułam na sobie jego wzrok.
-Do domu - małej strasznie nudziło się w szpitalu. Oczywiście zawsze starałam się jakoś zająć ją czymś. Albo czytaniem bajek, albo zabawą lalkami, czasami nawet samochodami, włączałam jej filmy na laptopie albo w telewizji. Jednak Iga tęskniła już za domem. Jeszcze nigdy nie przebywała poza nim tak długo.
-Niedługo wrócimy do domu - powiedział Zibi.
Kilka minut po godzinie ósmej przyszedł czas na poranny obchód lekarski. Lekarz poprosił, żebyśmy wyszli na korytarz, co dla mnie było absurdalne. Miałam zamiar zostać w sali, gdyby nie ZB9, który pociągnął mnie za rękę. Usiadłam na krześle, a Bartman zajął miejsce obok mnie. Znowu się do siebie nie odzywaliśmy. Nagle z sali dało się słyszeć dziwne pikanie aparatury. Zerwałam się na równe nogi.
-Proszę nie wchodzić - powiedziała pielęgniarka wchodząca do sali.
Stałam, jak słup soli i obserwowałam poczynania lekarzy przez szybę. Serce Igi znowu przestało pracować. Tym razem nikt nie zasłonił żaluzji i patrzyłam, jak doktor robi masaż serca. Poczułam na swoich ramionach ręce Zbyszka. Nigdy w życiu nie życzyłabym żadnej matce, żeby przechodziła przez to, co ja. To straszne, gdy się patrzy, jak twoja kruszynka walczy o życie, a ty nie możesz nic zrobić. Rozpłakałam się i schowałam twarz w koszulce Zibiego. Siatkarz nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił. Zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. Po chwili z sali wyszedł lekarz.
-Przykro mi... - nogi zrobiły mi się, jak z waty, zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, co było dalej.
-Doruś, już lepiej? - usłyszałam głos ZB9. Otworzyłam oczy. Leżałam na kozetce w jakiejś sali.
-Strasznie boli mnie głowa. Co się właściwie stało?
-Zemdlałaś - w tym momencie przypomniały mi się słowa lekarza. Szybko usiadłam i od razu tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie.
-Ale...Iga...co - wymamrotałam drżącym głosem.
-Będzie dobrze. Musimy w to wierzyć - co on pierdoli?!
-Będzie dobrze? Przecież ona...umarła. Już nic nigdy nie będzie w porządku! - no i czemu on się tak na mnie patrzy? UFO zobaczył czy co?
-Co Ty gadasz? Igusia żyje - wziął moją twarz w swoje dłonie. Nie myśląc długo po raz kolejny przytuliłam się do niego. - Lekarz chce z nami porozmawiać. Wolałem poczekać na Ciebie. Wstaniesz?
-Jakoś dam radę - nie było łatwo, bo ciągle kręciło mi się w głowie. Gdy zeszłam z łóżka o mały włos nie zaliczyłam gleby. Na szczęście Bartman stał obok i pomógł mi utrzymać się w pionie.
-Pan sobie jaja robi? Nie mówi Pan tego poważnie! - Zbyszek wydzierał się na doktora, a ja siedziałam i oczy mało mi nie wyszły z orbit.
Jakim cudem można było pomylić wyniki badań Igi i jakiejś innej pacjentki? Pielęgniarka w pierwszy dzień pobytu dała małej lekarstwo w postaci zastrzyku na ten napad. I okazuje się, że ona wcale nie ma wady serca? I na dodatek w zastrzyku znajdowała się niedozwolona dawka leku przez co Igusia była operowana. Dlaczego lekarze od razu nie przyznali się do błędu?
-Jest mi przykro, naprawdę. Nie wiem, jak to się mogło stać.
-Jak można pomylić wyniki badań? Przez Pana moja córka mogła zginąć!
-Przepraszam. Wiem, że to my, jako szpital zawiniliśmy.
-Ja tego tak nie zostawię! Niech Pan będzie pewny, że złożę sprawę do sądu, a Pan dostanie zwolnienie dyscyplinarne!
Zibi wyszedł wściekły z gabinetu.
-Pani Doroto, nie zdążyłem powiedzieć, bo Pan Bartman mi przerwał. Niestety, ale substancja w lekarstwie spowodowała uraz. Iga będzie musiała mieć przeszczep serca - przestraszyłam się i to cholernie. - Przepraszam, ale muszę teraz iść.
Lekarz jakby nigdy nic wyszedł z gabinetu. Wybiegłam za doktorem, ale zobaczyłam postać Zibiego. Pobiegłam za nim.
-Zbyszek, poczekaj! - siatkarz nie zwalniał. Dogoniłam go dopiero na parkingu. - Gdzie jedziesz?
-Jeszcze nie wiem. Co mi kurwa po jego zasranych przeprosinach? I nawet nie próbuj mnie powstrzymywać przed złożeniem na niego doniesienia! - brunet wsiadł do samochodu i odpalił silnik.
-I co? Zostawisz mnie z tym samą? Iga teraz Cię potrzebuje. Ja też... - ostatnie zdanie powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
-Cześć Księżniczko - uśmiechnął się do niej. Stałam odwrócona do niego plecami, ale czułam na sobie jego wzrok.
-Do domu - małej strasznie nudziło się w szpitalu. Oczywiście zawsze starałam się jakoś zająć ją czymś. Albo czytaniem bajek, albo zabawą lalkami, czasami nawet samochodami, włączałam jej filmy na laptopie albo w telewizji. Jednak Iga tęskniła już za domem. Jeszcze nigdy nie przebywała poza nim tak długo.
-Niedługo wrócimy do domu - powiedział Zibi.
Kilka minut po godzinie ósmej przyszedł czas na poranny obchód lekarski. Lekarz poprosił, żebyśmy wyszli na korytarz, co dla mnie było absurdalne. Miałam zamiar zostać w sali, gdyby nie ZB9, który pociągnął mnie za rękę. Usiadłam na krześle, a Bartman zajął miejsce obok mnie. Znowu się do siebie nie odzywaliśmy. Nagle z sali dało się słyszeć dziwne pikanie aparatury. Zerwałam się na równe nogi.
-Proszę nie wchodzić - powiedziała pielęgniarka wchodząca do sali.
Stałam, jak słup soli i obserwowałam poczynania lekarzy przez szybę. Serce Igi znowu przestało pracować. Tym razem nikt nie zasłonił żaluzji i patrzyłam, jak doktor robi masaż serca. Poczułam na swoich ramionach ręce Zbyszka. Nigdy w życiu nie życzyłabym żadnej matce, żeby przechodziła przez to, co ja. To straszne, gdy się patrzy, jak twoja kruszynka walczy o życie, a ty nie możesz nic zrobić. Rozpłakałam się i schowałam twarz w koszulce Zibiego. Siatkarz nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił. Zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. Po chwili z sali wyszedł lekarz.
-Przykro mi... - nogi zrobiły mi się, jak z waty, zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, co było dalej.
-Doruś, już lepiej? - usłyszałam głos ZB9. Otworzyłam oczy. Leżałam na kozetce w jakiejś sali.
-Strasznie boli mnie głowa. Co się właściwie stało?
-Zemdlałaś - w tym momencie przypomniały mi się słowa lekarza. Szybko usiadłam i od razu tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie.
-Ale...Iga...co - wymamrotałam drżącym głosem.
-Będzie dobrze. Musimy w to wierzyć - co on pierdoli?!
-Będzie dobrze? Przecież ona...umarła. Już nic nigdy nie będzie w porządku! - no i czemu on się tak na mnie patrzy? UFO zobaczył czy co?
-Co Ty gadasz? Igusia żyje - wziął moją twarz w swoje dłonie. Nie myśląc długo po raz kolejny przytuliłam się do niego. - Lekarz chce z nami porozmawiać. Wolałem poczekać na Ciebie. Wstaniesz?
-Jakoś dam radę - nie było łatwo, bo ciągle kręciło mi się w głowie. Gdy zeszłam z łóżka o mały włos nie zaliczyłam gleby. Na szczęście Bartman stał obok i pomógł mi utrzymać się w pionie.
-Pan sobie jaja robi? Nie mówi Pan tego poważnie! - Zbyszek wydzierał się na doktora, a ja siedziałam i oczy mało mi nie wyszły z orbit.
Jakim cudem można było pomylić wyniki badań Igi i jakiejś innej pacjentki? Pielęgniarka w pierwszy dzień pobytu dała małej lekarstwo w postaci zastrzyku na ten napad. I okazuje się, że ona wcale nie ma wady serca? I na dodatek w zastrzyku znajdowała się niedozwolona dawka leku przez co Igusia była operowana. Dlaczego lekarze od razu nie przyznali się do błędu?
-Jest mi przykro, naprawdę. Nie wiem, jak to się mogło stać.
-Jak można pomylić wyniki badań? Przez Pana moja córka mogła zginąć!
-Przepraszam. Wiem, że to my, jako szpital zawiniliśmy.
-Ja tego tak nie zostawię! Niech Pan będzie pewny, że złożę sprawę do sądu, a Pan dostanie zwolnienie dyscyplinarne!
Zibi wyszedł wściekły z gabinetu.
-Pani Doroto, nie zdążyłem powiedzieć, bo Pan Bartman mi przerwał. Niestety, ale substancja w lekarstwie spowodowała uraz. Iga będzie musiała mieć przeszczep serca - przestraszyłam się i to cholernie. - Przepraszam, ale muszę teraz iść.
Lekarz jakby nigdy nic wyszedł z gabinetu. Wybiegłam za doktorem, ale zobaczyłam postać Zibiego. Pobiegłam za nim.
-Zbyszek, poczekaj! - siatkarz nie zwalniał. Dogoniłam go dopiero na parkingu. - Gdzie jedziesz?
-Jeszcze nie wiem. Co mi kurwa po jego zasranych przeprosinach? I nawet nie próbuj mnie powstrzymywać przed złożeniem na niego doniesienia! - brunet wsiadł do samochodu i odpalił silnik.
-I co? Zostawisz mnie z tym samą? Iga teraz Cię potrzebuje. Ja też... - ostatnie zdanie powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
_____________
Obiecałam, że dodam w tym tygodniu, więc jest :D
Nie tak ten rozdział miał wyglądać, ale myślę, że nie jest aż taki zły.
W następnym tygodniu postaram się nadrobić zaległości na Waszych blogach.
Z pozdrowieniami atomowkawilk ;)
PS. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Musiałam edytować post, bo dzięki natt000 zorientowałam się, że pominęłam pewną część rozdziału. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że pisałam ten rozdział w późnych godzinach wieczornych, można nawet uznać, że nocnych :D
PS. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Musiałam edytować post, bo dzięki natt000 zorientowałam się, że pominęłam pewną część rozdziału. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że pisałam ten rozdział w późnych godzinach wieczornych, można nawet uznać, że nocnych :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)