sobota, 27 lipca 2013

Lekarz się myli

Dwa tygodnie bez siatkówki dłużyły się niemiłosiernie. Z racji tego, że niedługo miały być święta Bożego Narodzenia trener kazał mi się stawić na treningu dopiero 2 lutego. Władze klubu, a zwłaszcza trener był zadowolony z wyników naszej pracy i zajmowanego miejsca w tabeli (2 miejsce za TAURONem MKS Dąbrową Górniczą), więc dał dziewczynom wolne już od 23 grudnia do 2 dnia nowego roku. Żadna z nas nie miała jeszcze aż tak długiej przerwy świątecznej od lat. Z dnia na dzień stan mojego zdrowia się poprawiał. Czułam się dużo lepiej, żebra bolały coraz mniej. Sabina nadal pomagała mi  w opiece nad Igą, bo ja nie mogłam dźwigać. 
W dzień Wigilii próbowałam troszkę ogarnąć mieszkanie, bo wszędzie leżą zabawki mojej córki. O 16 miałam stawić się w swoim rodzinnym domu na świątecznej kolacji. Tuż przed południem postanowiłam wykąpać Igę, gdyż umorusała się ciasteczkiem. Podczas kąpieli zauważyłam na jej ciele dziwne zasinienia. Na początku wmawiałam sobie, że Igusia uderzyła się o coś i ma siniaki. Zignorowałam to. Godzinę później siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy "Rudolfa Czerwononosego Renifera". Ktoś zadzwonił do drzwi, więc poszłam otworzyć.
-Zbyszek? Co Ty tu robisz? Nie pojechałeś do rodziców na święta? - zapytałam zdziwiona. Dopiero po chwili zauważyłam, że Zibi trzyma w ręce kolorowo zapakowane pudełko. No, tak. Przyniósł prezent dla córki.
Dawno nie widziałam tak szczęśliwego dziecka. Iga strasznie się cieszyła z prezentu. Bartman wyszedł na chwilę do kuchni po sok. Nagle mała zaczęła płakać i krzyczeć. Siatkarz w jednej chwili wrócił do salonu.
-Co się stało? Zrobiłaś jej coś?
-Słucham?! - wkurzyłam się. - Nie wiem, co się stało. Przed chwilą wszystko było dobrze.

ZB9 wziął Igę na ręce i próbował uspokoić. Była strasznie blada i nie mogła oddychać. Zaczęłam panikować. Dobrze, że Bartman zachował zimną głowę i kazał mi się ubierać. Narzuciłam na siebie kurtkę, buty i szalik i szybko ubrałam małą. 15 minut później z piskiem opon Zibi zatrzymał się pod szpitalem. Na izbie przyjęć nie było dużo osób, w końcu są święta. Lekarz dokładnie zbadał Igę, po czym położył ją na plecach i zgiął jej kolana do klatki piersiowej. 
-Może pan w końcu powiedzieć, co dolega mojej córce? - zagrzmiał siatkarz.
-To napad hipoksemiczny.
-To znaczy?
-Napady hipoksemiczne występują w siniczych wadach wrodzonych serca ze zwężeniem tętnicy płucnej. Występują u dzieci w różnym wieku, najczęściej jednak między 6 — 18 miesiącem życia.
-Ale Iga nie ma wady serca. - odpowiedziałam szybko.
-To niemożliwe. Kiedy była pani z nią u lekarza?
-Na początku grudnia. - Igusia miała wtedy szczepienie.
-Musimy ją zostawić w szpitalu. Zrobimy wszystkie potrzebne badania i ustalimy typ wady serca. 
-Długo to potrwa?
-Badania wykonamy dziś. Dam pani córce jednoosobową salę.
-Zaraz, zaraz. To znaczy, że ona tu zostanie? - zapytał Zbyszek.
-Niestety tak. Minimum kilka tygodni. Jeżeli badania nic nie wykażą, będziemy musieli zostawić ją na obserwacji. Poproszę pielęgniarkę, żeby wstawiła do sali drugie łóżko. Może pani zostać przy córce.
Z bezsilności usiadłam na krześle. Jak to się stało, że niczego nie zauważyłam? Schowałam twarz w dłonie. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
-Nic jej nie będzie. Może lekarz się myli. Po badaniach wszystko będzie jasne. 
-Muszę zadzwonić do rodziców. Miałam spędzić z nimi Wigilię. Tylko co ja im powiem? Nie mogę im powiedzieć, że Iga jest w szpitalu, bo będą się martwić.
-Ja do nich zadzwonię. - powiedział Zibi.
-Dzień dobry, z tej strony Zbyszek. Chciałem przekazać, że Dorotki nie będzie... Tak, Igusi też nie... Postanowiliśmy spędzić święta razem, w trójkę...Wesołych świąt!
Dobre kłamstwo nie jest złe? Wszystkie są okropne. Bartman wykręcił numer i zadzwonił do swojej mamy. Powiedział jej to samo, co przed chwilą do mojej. Nie tak wyobrażałam sobie święta. Miałam spędzić je z najbliższymi w rodzinnym domu, podzielić się opłatkiem, zjeść świąteczną kolację, śpiewać kolędy, otwierać prezenty, a później pójść do kościoła na pasterkę. Zamiast tego siedzę w szpitalu i nie mam pojęcia, co dolega mojej córce.
Mija godzina, później druga i następna. Zbyszek nerwowo chodzi po korytarzu, a ja siedzę na krzesełku i coraz bardziej zaczynam się zamartwiać. W końcu z sali, w której trwają badania wychodzi lekarz. Zerwałam się na nogi i podeszłam do Zibiego, który już rozmawiał z doktorem.
-Co dolega Idze? 
-Badania jeszcze trwają. Skończymy je za minimum godzinę. Proszę jechać do domu i przywieźć rzeczy córki. Nawet jeśli badania niczego nie wykażą będziemy musieli ją zostawić na obserwacji przez kilka dni. Rozmawiałem już z ordynatorem kardiologii dziecięcej. To pierwszy pobyt dziecka w szpitalu?
-Tak. - potwierdziłam.
-A więc najlepiej będzie, jeśli ktoś z Państwa zostanie z córką. Małe dzieci lepiej się czują, jeżeli jest przy nich ktoś bliski, zwłaszcza rodzic. - powiedział lekarz i odszedł.

Wyciągnęłam torbę i spakowałam do niej ubranka, pampersy, kilka zabawek i wiele innych rzeczy, które będą mi potrzebne w szpitalu. Miałam nadzieję, że badania jednak niczego nie wykażą i Iga będzie zdrowa. 
-Nie zauważyłaś niczego? Słyszałaś, że lekarz mówił, że w wielu miejscach na ciele ma zasinienia. 
-Widziałam je, ale myślałam, że to zwykłe siniaki.
-I skąd kurwa wzięłoby się tyle siniaków? Pomyślałaś chociaż o tym przez chwilę? - wkurzył się Bartman. Zauważyłam, że gdy już jechaliśmy do mojego mieszkania spakować Igusię był zdenerwowany i wiedziałam, że w końcu wybuchnie.
-Możesz na mnie nie krzyczeć? Sąsiedzi usłyszą.
-I dobrze! Niech wiedzą, że nie umiesz się zająć córką!

_________
W każdym życiu muszą być chwile dobre i złe. Jak na razie w życiu Dorotki pojawiają się te złe, ale zapewniam Was, że w końcu wyjdzie dla niej słońce i zacznie jaśniej świecić :)

3 komentarze:

  1. Lubię Dorotę, ale zachowała się nieodpowiedzialnie. Nie dziwię się Zbyszkowi, że się na nią wkurzył. Zignorować siniaki na ciele? Nawet ja bym tego nie zrobiła, a przecież nie opiekowałam się nigdy takim maleństwem. I naprawdę, opinia sąsiadów, którzy usłyszeliby kłótnię Zbyszka i Doroty, to powinno być aktualnie dla niej najmniejsze zmartwienie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Łohoho...to się porobiło. Już myślałam, że to opiekunka ją bije, czy coś, a tu wada serca. Kurcze, takie małe dziecko, a już musi cierpieć. I nie wiem, co sądzić o pretensjach Zbyszka. Ma rację, ale ona przecież też miała niemałe problemy, no ale jednak to ją nie tłumaczy. Oby wszystko się ułożyło dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja również nie jestem oburzona zachowaniem Zbyszka, miał do tego absolutne prawo. Siniaki u dziecka to nie przelewki w takiej sprawie. A ja trzymam kciuki za maleństwo, niech jego serduszko dalej bije!

    Zapraszam na epilog na www.przeszlosc-nie-zniknie.blogspot.com

    Dziękuję za obecność.
    całuję, camilla. :*

    OdpowiedzUsuń