Zapraszam na mój nowy blog - Przebudzenie
Mam w głowie zarys opowiadania, mniej więcej wiem, jak będzie ono wyglądać, ale na razie mam poukładany tylko plan wydarzeń, na dodatek nie szczegółowy :)
Z pozdrowieniami - atomowkawilk ;)
niedziela, 3 listopada 2013
sobota, 2 listopada 2013
Nic nie pomoże, jeśli Ty nie pomożesz miłości
1 sierpnia 2014 rok
Razem ze Zbyszkiem i Igą mieszkamy w w pięknym polskim mieście - Krynicy Morskiej. Okazało się, że Zibi nie zarezerwował hotelu, tylko wynajął nam domek letniskowy. Ucieszyłam się, bo możemy spędzić troszkę czasu w trójkę, z dala od innych Jesteśmy w drodze na plażę. ZB9 trzyma na jednej ręce Iguśkę, a w drugiej ściska moją dłoń. Po chwili Bartman zatrzymuje się i stawia małą na gorącym piasku.
-Tam? - Igusia pokazuje paluszkiem na morze.
-Za chwilę pójdziemy - odpowiadam jej.
Rozkładam koc i siadam na nim. Rozbieram Igę i gdy córcia zostaje w samych majteczkach smaruję ją kremem, który ma ją ochronić przed słońcem.
-Dziemy? - mała ciągnie mnie w stronę morza.
-Idziesz z nami? - pytam Zbyszka.
-Za chwilę. A Ty masz zamiar się kąpać?
-Nie. Będę z nią przy samym brzegu. Tylko zamoczę nogi.
Zibi od czasu ślubu stał się nadopiekuńczy. Nie pozwala mi sprzątać, wykonywać najłatwiejszych prac domowych, cały dnie mam spędzać odpoczywając. Tak samo zresztą było, gdy byłam po raz pierwszy w ciąży.
19 października 2014 rok
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Przy następnym skurczu z całej siły Dorotko.
Od 4 godzin leżę na porodówce i wylewam siódme poty, aby moja mała kruszynka mogła wyjść na świat. Na sali jest ze mną Zbyszek, a na korytarzu czekają na nas siatkarze Asseco Resovii. Po wygranym meczu o Superpuchar dostałam skurczy. Rodzice Bartmana zabrali Igę do domu, a my pojechaliśmy do szpitala. Nie wiem jakim cudem wpuszczono na oddział 5 siatkarzy (Igła, Achrem, Veres, Schops, Drzyzga), 4 siatkarki (moja siostra była ze mną na meczu razem z Izą Bełcik, Charlotte Leys i Rachel Rourke) oraz kilka osób ze sztabu szkoleniowego obydwu drużyn.
Pół godziny później słyszę płacz dziecka. Po chwili pielęgniarka kładzie mi na piersi malutką istotkę o zielonych oczach i czarnej czuprynie. Od razu można zobaczyć do kogo mały Bartman jest podobny. Niestety, znowu muszę przeboleć, że nasze kolejne dziecko będzie podobne do ojca.
-Jak będzie się nazywać? - pyta Fabian, gdy leżę już w sali, a moja kruszynka usypia u tatusia na rękach.
-Lena Liliana.
-Dobrze wiedzieć - mruknął Zibi.
-Coś Ci się nie podoba? - spojrzałam na niego.
-Dlaczego to Ty zawsze wymyślasz imiona?
-Bo znając Ciebie to skrzywdził byś naszą córkę jakąś Krystyną albo Marleną.
-Przesadzasz.
-Ja przez 9 miesięcy dźwigałam ją pod sercem, ja rodziłam prawie 5 godzin, więc coś mi się należy.
-Dobrze, już nie złość się - mówi i całuje mnie w skroń.
10 lutego 2015 rok
Wracam z Igą od dentysty. Pierwsza wizyta u stomatologa w życiu Iguśki. Dziś po raz pierwszy ZB9 został sam z Lenką. Igusia strasznie się cieszyła, gdy Zbyszek przywiózł ją do szpitala dzień po porodzie. Bardziej była zainteresowana malutką siostrzyczką niż mamusią, bez której nigdy nie może usnąć. Wchodzimy do mieszkania. W progu wita nas Bobik, który z radości merda ogonem.
-Zbyszek, wszystko w porządku? Poradziłeś sobie? - mówię wchodząc do salonu. - A gdzie Lena? Miałeś ją pilnować, a nie grać w durne gry!
Zibi leży wyłożony na kanapie i trzepie w jakąś grę. Zapewne którąś część Call of Duty.
-Cicho! Nie krzycz! Dopiero usnęła!
Podchodzę bliżej i widzę taki oto obrazek. Mała smacznie śpi na klatce Bartmana. Chwilę później przybiega do nas Iga. Wchodzi na kanapę i kładzie się obok niego, a główkę kładzie obok Lenki, na jego klatce piersiowej. ZB9 obejmuje ją ramieniem i kontynuuje grę.
-Mysza - włącza stop i patrzy na mnie - To dzisiejsze tacierzyństwo mnie wykończyło. Bądź dobrą żoną i zrób nam kanapki - wyszczerza się. Wzdycham i chcę iść do kuchni. - Poczekaj! Chodź tu.
Podchodzę i nachylam się nad nim. Całuje mnie w usta, co nie podoba się Igusi i komentuje to słowem "fuuuuj".
Szczerze? W pewnym momencie już nie wierzyłam, że dostanę drugą szansę od losu. Jednak miłość zwyciężyła. Zbyszek mi wybaczył, oświadczył się, został moim mężem, a później po raz drugi tatusiem. W tym momencie, ja - Dorota - chciałabym Wam życzyć, abyście nigdy się nie poddawały. Mam nadzieję, że Wy tak, jak ja znajdziecie kogoś kto Was pokocha. Tylko nie zniszczcie tego. Bo... nic nie pomoże jeżeli Wy nie pomożecie miłości.
Razem ze Zbyszkiem i Igą mieszkamy w w pięknym polskim mieście - Krynicy Morskiej. Okazało się, że Zibi nie zarezerwował hotelu, tylko wynajął nam domek letniskowy. Ucieszyłam się, bo możemy spędzić troszkę czasu w trójkę, z dala od innych Jesteśmy w drodze na plażę. ZB9 trzyma na jednej ręce Iguśkę, a w drugiej ściska moją dłoń. Po chwili Bartman zatrzymuje się i stawia małą na gorącym piasku.
-Tam? - Igusia pokazuje paluszkiem na morze.
-Za chwilę pójdziemy - odpowiadam jej.
Rozkładam koc i siadam na nim. Rozbieram Igę i gdy córcia zostaje w samych majteczkach smaruję ją kremem, który ma ją ochronić przed słońcem.
-Dziemy? - mała ciągnie mnie w stronę morza.
-Idziesz z nami? - pytam Zbyszka.
-Za chwilę. A Ty masz zamiar się kąpać?
-Nie. Będę z nią przy samym brzegu. Tylko zamoczę nogi.
Zibi od czasu ślubu stał się nadopiekuńczy. Nie pozwala mi sprzątać, wykonywać najłatwiejszych prac domowych, cały dnie mam spędzać odpoczywając. Tak samo zresztą było, gdy byłam po raz pierwszy w ciąży.
19 października 2014 rok
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Przy następnym skurczu z całej siły Dorotko.
Od 4 godzin leżę na porodówce i wylewam siódme poty, aby moja mała kruszynka mogła wyjść na świat. Na sali jest ze mną Zbyszek, a na korytarzu czekają na nas siatkarze Asseco Resovii. Po wygranym meczu o Superpuchar dostałam skurczy. Rodzice Bartmana zabrali Igę do domu, a my pojechaliśmy do szpitala. Nie wiem jakim cudem wpuszczono na oddział 5 siatkarzy (Igła, Achrem, Veres, Schops, Drzyzga), 4 siatkarki (moja siostra była ze mną na meczu razem z Izą Bełcik, Charlotte Leys i Rachel Rourke) oraz kilka osób ze sztabu szkoleniowego obydwu drużyn.
Pół godziny później słyszę płacz dziecka. Po chwili pielęgniarka kładzie mi na piersi malutką istotkę o zielonych oczach i czarnej czuprynie. Od razu można zobaczyć do kogo mały Bartman jest podobny. Niestety, znowu muszę przeboleć, że nasze kolejne dziecko będzie podobne do ojca.
-Jak będzie się nazywać? - pyta Fabian, gdy leżę już w sali, a moja kruszynka usypia u tatusia na rękach.
-Lena Liliana.
-Dobrze wiedzieć - mruknął Zibi.
-Coś Ci się nie podoba? - spojrzałam na niego.
-Dlaczego to Ty zawsze wymyślasz imiona?
-Bo znając Ciebie to skrzywdził byś naszą córkę jakąś Krystyną albo Marleną.
-Przesadzasz.
-Ja przez 9 miesięcy dźwigałam ją pod sercem, ja rodziłam prawie 5 godzin, więc coś mi się należy.
-Dobrze, już nie złość się - mówi i całuje mnie w skroń.
10 lutego 2015 rok
Wracam z Igą od dentysty. Pierwsza wizyta u stomatologa w życiu Iguśki. Dziś po raz pierwszy ZB9 został sam z Lenką. Igusia strasznie się cieszyła, gdy Zbyszek przywiózł ją do szpitala dzień po porodzie. Bardziej była zainteresowana malutką siostrzyczką niż mamusią, bez której nigdy nie może usnąć. Wchodzimy do mieszkania. W progu wita nas Bobik, który z radości merda ogonem.
-Zbyszek, wszystko w porządku? Poradziłeś sobie? - mówię wchodząc do salonu. - A gdzie Lena? Miałeś ją pilnować, a nie grać w durne gry!
Zibi leży wyłożony na kanapie i trzepie w jakąś grę. Zapewne którąś część Call of Duty.
-Cicho! Nie krzycz! Dopiero usnęła!
Podchodzę bliżej i widzę taki oto obrazek. Mała smacznie śpi na klatce Bartmana. Chwilę później przybiega do nas Iga. Wchodzi na kanapę i kładzie się obok niego, a główkę kładzie obok Lenki, na jego klatce piersiowej. ZB9 obejmuje ją ramieniem i kontynuuje grę.
-Mysza - włącza stop i patrzy na mnie - To dzisiejsze tacierzyństwo mnie wykończyło. Bądź dobrą żoną i zrób nam kanapki - wyszczerza się. Wzdycham i chcę iść do kuchni. - Poczekaj! Chodź tu.
Podchodzę i nachylam się nad nim. Całuje mnie w usta, co nie podoba się Igusi i komentuje to słowem "fuuuuj".
Szczerze? W pewnym momencie już nie wierzyłam, że dostanę drugą szansę od losu. Jednak miłość zwyciężyła. Zbyszek mi wybaczył, oświadczył się, został moim mężem, a później po raz drugi tatusiem. W tym momencie, ja - Dorota - chciałabym Wam życzyć, abyście nigdy się nie poddawały. Mam nadzieję, że Wy tak, jak ja znajdziecie kogoś kto Was pokocha. Tylko nie zniszczcie tego. Bo... nic nie pomoże jeżeli Wy nie pomożecie miłości.
__________________
Trudno mi jest to napisać, ale już się tu nie spotkamy :(
Miałam jeszcze zamiar napisać kilka rozdziałów, ale postanowiłam nie wymyślać tego, co mogłoby się jeszcze wydarzyć w życiu Doroty. Dziękuję Wam, że byłyście tu ze mną przez 5 miesięcy. Wasze komentarze zachęcały mnie do pisania kolejnych epizodów. Jeszcze raz dziękuję i mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy :)
Mam już pomysł na nowego bloga. Kiedy powstanie? W najbliższym czasie :)
Z pozdrowieniami atomowkawilk ;)
niedziela, 27 października 2013
sobota, 19 października 2013
Jak się czujesz, jako pani Bartman?
Nasi siatkarze dostali się do Final Six Ligi Światowej. Oprócz Polski w turnieju finałowym brała udział Brazylia, Rosja, Niemcy, Argentyna i Francja. Po wygranym meczu z Argentyną i przegranym z Rosją przyszło nam się zmierzyć w półfinale z Francją. Przez ostatnie kilka lat Francja wyrosła na godnego rywala i dołączyła do czołówki najlepszych drużyn. Po wygranym spotkaniu 3:1 w finale trafiliśmy znowu na Rosję. Niestety, ale z reprezentacją Rosji nie mamy szczęścia. Przegraliśmy w tie-breaku 19:17. Nie można wytknąć naszym chłopakom braku determinacji na boisku. Walczyli o każdą piłkę, starali się nie popełniać błędów. Krzysiek Ignaczak został najlepiej przyjmującym, a Fabian Drzyzga najlepiej rozgrywającym. Igła obecnie przeżywa bardzo dobry, jeśli nie najlepszy sezon w swojej karierze. W wywiadzie po meczu finałowym powiedział, że swoją karierę reprezentacyjną definitywnie zakończy po Igrzyskach Olimpijskich w Rio. Ja niestety musiałam oglądać finały w Polsce, bo lekarz znowu zabronił mi jechać. Taki jest los przyszłej mamy...
Denerwuję się. I to bardzo. Dzisiaj jest 26 dzień lipca. Za niecałe dwie godziny będę stała w mieleckim kościele w białej sukni i welonie. Byłam już u kosmetyczki i fryzjerki. Agata zakłada mi niebieską podwiązkę. Za chwilę musimy wyjeżdżać. Razem ze Zbyszkiem poprosiliśmy jego Kasię i Pawła, aby zostali naszymi świadkami na ślubie. Kto to Paweł? Mój kochany, starszy braciszek, który na stałe mieszka w Anglii. Nie mógł przyjechać ani na chrzest Igusi, ani na jej urodziny, nawet wtedy, gdy miałam wyjść pierwszy raz za Zibiego.
-Ja Dorota biorę Ciebie Zbigniewie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci - powtarzałam za księdzem ze łzami w oczach słowa przysięgi małżeńskiej. No tak. Jestem w ciąży i hormony robią swoje. Kilkanaście minut później wychodzimy z kościoła. Zostajemy obrzuceni ryżem na szczęście. Później goście składają nam życzenia i robimy wszyscy razem wspólne zdjęcie. Dopiero po tym jedziemy do restauracji, gdzie ponad 200 osób będzie bawiło się przez najbliższe godziny. Gdy wysiadamy z samochodu nasi rodzice witają nas chlebem i solą. Tłuczemy kieliszki, Zbyszek przenosi mnie przez próg, pierwszy toast za nasze zdrowie, obiad, pierwszy taniec, krojenie tortu...
Wszystko dzieje się bardzo szybko. Zanim się obejrzałam przyszedł czas na oczepiny. Razem z mamą Zibiego byłyśmy na niego troszeczkę złe, bo nie potrafił odmówić kolegom z drużyny, czy reprezentacji i tak oto wszyscy siatkarze są wstawieni jak złote zęby. Bartman może nie tak bardzo, bo z tego, co zauważyłam trzyma się najlepiej z całego siatkarskiego grona. Żebyście widzieli, jaki był zadowolony, gdy zdejmował mi podwiązkę z nogi zębami. Żeby było zabawniej postanowiłam nie rzucać bukietem, czy welonem tylko właśnie podwiązką, którą nie wiem jakim cudem złapał Ignaczak. Ja nie wiem skąd on się tam wziął. Iwona, gdy go zobaczyła jak łapie niebieską rzecz to strzeliła niezłego face palma. A krawat ZB9? Złapał go Bartek Kurek. Tak więc Igła i Kuraś odstawili jakiś taniec, o ile można to było tak nazwać, a cała sala miała z nich niezły ubaw. Zabawa trwała do samego rana. O dziwo, ale prawie połowa gości bawiła się aż do końca wesela.
-Zbyszek, wstawaj!
-Mysza, błagam Cię! Mów ciszej.
-Czyżby ktoś tu miał kaca?
-Nieee, jaki tam kac.
-Wiesz, jak mi było za Ciebie wstyd? Jak mogłeś się upić na własnym weselu?
-Oj, przesadzasz - mruknął i poszedł do lodówki.
-Ja przesadzam? Pamiętasz w ogóle coś, co działo się w nocy?
-Od którego momentu? - zapytał i się wyszczerzył. Po chwili wypił karton kefiru. Chciałam mu coś powiedzieć, ale mnie uprzedził. - Słońce, nic już nie mów. Było - minęło. Nie denerwuj się, bo to nie jest wskazane w Twoim stanie.
-A powiesz mi chociaż, gdzie jedziemy na wakacje?
-Z racji tego, że nie możesz latać samolotem to na wakacje zostaniemy w Polsce. Pojedziemy nad morze. Zaplanowałem to kilka dni po tym, jak mi powiedziałaś, że jesteś w ciąży. A poza tym morskie powietrze dobrze zrobi Idze.
Usiadłam na kanapie w salonie, a obok mnie Zbyszek. Iga jeszcze spała. W telewizji leciała powtórka meczu finałowego Ligi Światowej. Usłyszałam na panelach tupot łapek Bobka, który chwilę później siedział na kolanach swojego pana.
-Mysza, możesz mi coś wytłumaczyć?
-Ale co?
-Dlaczego Bobik nie ma wąsów? - parsknęłam śmiechem.
-To robota twojej córci. Dziwię się, że zobaczyłeś to dopiero teraz.
-Jak to teraz? To od kiedy on ich nie ma?
-Od maja. To było tego dnia, którego powiedziałam Ci o ciąży.
-Niemożliwe, żebym to przeoczył.
-No i widzisz Bobek, jak twój pan się tobą zajmuje? Nawet nie zauważył, że zostałeś "okaleczony".
Siatkarz odłożył psa na podłogę.
-Kocham Cię - powiedział i złożył pocałunek na moich ustach. - Jak się czujesz, jako pani Bartman?
-Na razie dobrze. Ale boję się, co będzie gdy Twoje fanki się o tym dowiedzą. Nie będę miała łatwego życia - uśmiechnęłam się i tym razem to ja go pocałowałam.
Denerwuję się. I to bardzo. Dzisiaj jest 26 dzień lipca. Za niecałe dwie godziny będę stała w mieleckim kościele w białej sukni i welonie. Byłam już u kosmetyczki i fryzjerki. Agata zakłada mi niebieską podwiązkę. Za chwilę musimy wyjeżdżać. Razem ze Zbyszkiem poprosiliśmy jego Kasię i Pawła, aby zostali naszymi świadkami na ślubie. Kto to Paweł? Mój kochany, starszy braciszek, który na stałe mieszka w Anglii. Nie mógł przyjechać ani na chrzest Igusi, ani na jej urodziny, nawet wtedy, gdy miałam wyjść pierwszy raz za Zibiego.
-Ja Dorota biorę Ciebie Zbigniewie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci - powtarzałam za księdzem ze łzami w oczach słowa przysięgi małżeńskiej. No tak. Jestem w ciąży i hormony robią swoje. Kilkanaście minut później wychodzimy z kościoła. Zostajemy obrzuceni ryżem na szczęście. Później goście składają nam życzenia i robimy wszyscy razem wspólne zdjęcie. Dopiero po tym jedziemy do restauracji, gdzie ponad 200 osób będzie bawiło się przez najbliższe godziny. Gdy wysiadamy z samochodu nasi rodzice witają nas chlebem i solą. Tłuczemy kieliszki, Zbyszek przenosi mnie przez próg, pierwszy toast za nasze zdrowie, obiad, pierwszy taniec, krojenie tortu...
Wszystko dzieje się bardzo szybko. Zanim się obejrzałam przyszedł czas na oczepiny. Razem z mamą Zibiego byłyśmy na niego troszeczkę złe, bo nie potrafił odmówić kolegom z drużyny, czy reprezentacji i tak oto wszyscy siatkarze są wstawieni jak złote zęby. Bartman może nie tak bardzo, bo z tego, co zauważyłam trzyma się najlepiej z całego siatkarskiego grona. Żebyście widzieli, jaki był zadowolony, gdy zdejmował mi podwiązkę z nogi zębami. Żeby było zabawniej postanowiłam nie rzucać bukietem, czy welonem tylko właśnie podwiązką, którą nie wiem jakim cudem złapał Ignaczak. Ja nie wiem skąd on się tam wziął. Iwona, gdy go zobaczyła jak łapie niebieską rzecz to strzeliła niezłego face palma. A krawat ZB9? Złapał go Bartek Kurek. Tak więc Igła i Kuraś odstawili jakiś taniec, o ile można to było tak nazwać, a cała sala miała z nich niezły ubaw. Zabawa trwała do samego rana. O dziwo, ale prawie połowa gości bawiła się aż do końca wesela.
-Zbyszek, wstawaj!
-Mysza, błagam Cię! Mów ciszej.
-Czyżby ktoś tu miał kaca?
-Nieee, jaki tam kac.
-Wiesz, jak mi było za Ciebie wstyd? Jak mogłeś się upić na własnym weselu?
-Oj, przesadzasz - mruknął i poszedł do lodówki.
-Ja przesadzam? Pamiętasz w ogóle coś, co działo się w nocy?
-Od którego momentu? - zapytał i się wyszczerzył. Po chwili wypił karton kefiru. Chciałam mu coś powiedzieć, ale mnie uprzedził. - Słońce, nic już nie mów. Było - minęło. Nie denerwuj się, bo to nie jest wskazane w Twoim stanie.
-A powiesz mi chociaż, gdzie jedziemy na wakacje?
-Z racji tego, że nie możesz latać samolotem to na wakacje zostaniemy w Polsce. Pojedziemy nad morze. Zaplanowałem to kilka dni po tym, jak mi powiedziałaś, że jesteś w ciąży. A poza tym morskie powietrze dobrze zrobi Idze.
Usiadłam na kanapie w salonie, a obok mnie Zbyszek. Iga jeszcze spała. W telewizji leciała powtórka meczu finałowego Ligi Światowej. Usłyszałam na panelach tupot łapek Bobka, który chwilę później siedział na kolanach swojego pana.
-Mysza, możesz mi coś wytłumaczyć?
-Ale co?
-Dlaczego Bobik nie ma wąsów? - parsknęłam śmiechem.
-To robota twojej córci. Dziwię się, że zobaczyłeś to dopiero teraz.
-Jak to teraz? To od kiedy on ich nie ma?
-Od maja. To było tego dnia, którego powiedziałam Ci o ciąży.
-Niemożliwe, żebym to przeoczył.
-No i widzisz Bobek, jak twój pan się tobą zajmuje? Nawet nie zauważył, że zostałeś "okaleczony".
Siatkarz odłożył psa na podłogę.
-Kocham Cię - powiedział i złożył pocałunek na moich ustach. - Jak się czujesz, jako pani Bartman?
-Na razie dobrze. Ale boję się, co będzie gdy Twoje fanki się o tym dowiedzą. Nie będę miała łatwego życia - uśmiechnęłam się i tym razem to ja go pocałowałam.
____________
Jakoś wymęczyłam ten rozdział i jest, chociaż wcale mi się nie podoba :/
Stwierdzam, iż w roku szkolnym moja wena twórcza osiąga poziom 0 :D
Z pozdrowieniami atomowkawilk :)
wtorek, 8 października 2013
Wiesz, że tatuś będzie zły, że obcięłaś wąsy Bobikowi?
Cztery miesiące później
Dziś jest 4 maj, a co za tym idzie urodziny Zbyszka, który niestety jest na zgrupowaniu w Spale. Liga Światowa ma się zakończyć w pierwszym tygodniu lipca. Niestety, ale zarząd FIVB znowu wymyślił sobie nowy system rozgrywek. Teraz LŚ nie ciągnie się miesiącami. Zaczyna się 9 maja, a kończy 6 lipca. Jedyny plus, że siatkarze nie muszą zbyt wiele podróżować. Podczas losowania przeciwników zostały też wybrane państwa, gdzie będą się odbywać fazy grupowe. Mamy prawdziwego farta, bo okazało się, że nie musimy jeździć nie wiadomo gdzie, bo gramy w Polsce.
Kilka minut temu zadzwonił Zibi i oznajmił, że Anastasi daje im wolne na dwa dni. Dziś jest niedziela, a siatkarze mają stawić się z powrotem w Spale we wtorek. Bartman powiedział, że niedługo dojedzie do Warszawy. A co z Igą? Przeszczep się udał. Zbyszek nie wie, ale wczoraj lekarz pozwolił zabrać małą do domu. A więc ZB9 będzie miał dwa prezenty na urodziny, chociaż powiedział że nic ode mnie nie chce, a nawet jeśli mu coś kupię to on tego nie przyjmie. Jestem pewna, że będzie zadowolony. Stoję w kuchni i gotuję kaszkę i mleko dla Igusi, która bawi się z Bobkiem.
-Iga, chodź jeść - cisza. Przelewam kaszkę do miseczki, mleko do butelki. Odwracam się, żeby zobaczyć, co robi Iguśka. Mała siedzi na dywanie, a pod stołem trzęsie się przerażony pies. Podchodzę bliżej. Nie wiem skąd Iga wzięła nożyczki, ale trzyma je w prawej rączce i uśmiecha się od ucha do ucha.
-Bo był fe. Telaź ładny.
Wyciągam psa spod stołu.
-Igusia, co ty mu zrobiłaś? Tak nie wolno. I skąd wzięłaś nożyczki?
-Tam leziały.
-Wiesz, kto dziś przyjeżdża?
-Baba?
-Nie.
-Tata? - małej, aż oczy się zaświeciły z radości, gdy potwierdzam, że tatuś wraca do domu na kilka dni.
-A wiesz, że będzie zły, że obcięłaś wąsy Bobikowi?
-Kleić klejem? - uśmiecha się.
-Ty już lepiej nic nie rób. Chodź, idziemy jeść.
Gdy karmię Igę słyszę, jak ktoś otwiera drzwi do mieszkania.
-Igusia, tatuś przyjechał. Idź się przywitać - szepczę jej na ucho. Mała od razu schodzi z krzesła i drepta do przedpokoju.
Mina ZB9 jest nie do opisania. Jest jednocześnie zaskoczony i szczęśliwy, że córka jest już w domu. Wziął ją na ręce i pocałował w czółko. Chwilę później podchodzi do mnie i wolną ręką przygarnia mnie do siebie i całuje w usta.
-Oj, dziewczyny jak ja się za wami stęskniłem - mówiąc to schyla się i za moment odrywam się od ziemi.
-Zbyszek, jeszcze coś ci się stanie - mówię śmiejąc się.
-No co Ty. Nie ważysz chyba 100 kg.
-Ale śmieszne - uderzam do pięścią w plecy.
Wieczorem po dniu spędzonym razem z rodzicami Zibiego, siatkarz usypia Igę. Siedzę w salonie na kanapie i oglądam jakąś komedię. Po kilku minutach z pokoju małej wychodzi Bartman. Siada na kanapie i obejmuje mnie ramieniem. Nagle coś mi się przypomina.
-Przecież ja nie dałam Ci prezentu! - wstaję, żeby przynieść mu prezent.
-Ej, siadaj. Mówiłem, że nic nie chcę. Wystarczą mi życzenia, które i tak mi już złożyłaś. No może jeszcze coś - wstaje i całuje mnie w szyję.
-Zaraz wrócę - odpycham go. Wychodzę do sypialni. Po chwili wracam do salonu i siadam obok Zibiego. - Wszystkiego najlepszego! - mówię całując go w usta.
-Nie chcę tego.
-Proszę Cię. Nie wiesz co tam jest.
-No, dobrze.
Otwiera pudełeczko i wyciąga z niego kopertę.
-Żartujesz? - mówi, gdy patrzy na świstek papieru. - Naprawdę?
-Nie cieszysz się? - mówię zawiedziona.
-Chyba żartujesz! Od dziś jestem najszczęśliwszym człowiekiem - mówi i wpija się w moje usta. - Który tydzień?
-14.
-Czyli już ponad trzy miesiące - uśmiecha się i kładzie rękę na moim lekko zaokrąglonym brzuchu. - To dlatego masz dziś na sobie moją koszulkę? Żebym niczego nie zauważył?
-Chciałam Ci zrobić niespodziankę.
-No i udało Ci się.
Dziś jest 4 maj, a co za tym idzie urodziny Zbyszka, który niestety jest na zgrupowaniu w Spale. Liga Światowa ma się zakończyć w pierwszym tygodniu lipca. Niestety, ale zarząd FIVB znowu wymyślił sobie nowy system rozgrywek. Teraz LŚ nie ciągnie się miesiącami. Zaczyna się 9 maja, a kończy 6 lipca. Jedyny plus, że siatkarze nie muszą zbyt wiele podróżować. Podczas losowania przeciwników zostały też wybrane państwa, gdzie będą się odbywać fazy grupowe. Mamy prawdziwego farta, bo okazało się, że nie musimy jeździć nie wiadomo gdzie, bo gramy w Polsce.
Kilka minut temu zadzwonił Zibi i oznajmił, że Anastasi daje im wolne na dwa dni. Dziś jest niedziela, a siatkarze mają stawić się z powrotem w Spale we wtorek. Bartman powiedział, że niedługo dojedzie do Warszawy. A co z Igą? Przeszczep się udał. Zbyszek nie wie, ale wczoraj lekarz pozwolił zabrać małą do domu. A więc ZB9 będzie miał dwa prezenty na urodziny, chociaż powiedział że nic ode mnie nie chce, a nawet jeśli mu coś kupię to on tego nie przyjmie. Jestem pewna, że będzie zadowolony. Stoję w kuchni i gotuję kaszkę i mleko dla Igusi, która bawi się z Bobkiem.
-Iga, chodź jeść - cisza. Przelewam kaszkę do miseczki, mleko do butelki. Odwracam się, żeby zobaczyć, co robi Iguśka. Mała siedzi na dywanie, a pod stołem trzęsie się przerażony pies. Podchodzę bliżej. Nie wiem skąd Iga wzięła nożyczki, ale trzyma je w prawej rączce i uśmiecha się od ucha do ucha.
-Bo był fe. Telaź ładny.
Wyciągam psa spod stołu.
-Igusia, co ty mu zrobiłaś? Tak nie wolno. I skąd wzięłaś nożyczki?
-Tam leziały.
-Wiesz, kto dziś przyjeżdża?
-Baba?
-Nie.
-Tata? - małej, aż oczy się zaświeciły z radości, gdy potwierdzam, że tatuś wraca do domu na kilka dni.
-A wiesz, że będzie zły, że obcięłaś wąsy Bobikowi?
-Kleić klejem? - uśmiecha się.
-Ty już lepiej nic nie rób. Chodź, idziemy jeść.
Gdy karmię Igę słyszę, jak ktoś otwiera drzwi do mieszkania.
-Igusia, tatuś przyjechał. Idź się przywitać - szepczę jej na ucho. Mała od razu schodzi z krzesła i drepta do przedpokoju.
Mina ZB9 jest nie do opisania. Jest jednocześnie zaskoczony i szczęśliwy, że córka jest już w domu. Wziął ją na ręce i pocałował w czółko. Chwilę później podchodzi do mnie i wolną ręką przygarnia mnie do siebie i całuje w usta.
-Oj, dziewczyny jak ja się za wami stęskniłem - mówiąc to schyla się i za moment odrywam się od ziemi.
-Zbyszek, jeszcze coś ci się stanie - mówię śmiejąc się.
-No co Ty. Nie ważysz chyba 100 kg.
-Ale śmieszne - uderzam do pięścią w plecy.
Wieczorem po dniu spędzonym razem z rodzicami Zibiego, siatkarz usypia Igę. Siedzę w salonie na kanapie i oglądam jakąś komedię. Po kilku minutach z pokoju małej wychodzi Bartman. Siada na kanapie i obejmuje mnie ramieniem. Nagle coś mi się przypomina.
-Przecież ja nie dałam Ci prezentu! - wstaję, żeby przynieść mu prezent.
-Ej, siadaj. Mówiłem, że nic nie chcę. Wystarczą mi życzenia, które i tak mi już złożyłaś. No może jeszcze coś - wstaje i całuje mnie w szyję.
-Zaraz wrócę - odpycham go. Wychodzę do sypialni. Po chwili wracam do salonu i siadam obok Zibiego. - Wszystkiego najlepszego! - mówię całując go w usta.
-Nie chcę tego.
-Proszę Cię. Nie wiesz co tam jest.
-No, dobrze.
Otwiera pudełeczko i wyciąga z niego kopertę.
-Żartujesz? - mówi, gdy patrzy na świstek papieru. - Naprawdę?
-Nie cieszysz się? - mówię zawiedziona.
-Chyba żartujesz! Od dziś jestem najszczęśliwszym człowiekiem - mówi i wpija się w moje usta. - Który tydzień?
-14.
-Czyli już ponad trzy miesiące - uśmiecha się i kładzie rękę na moim lekko zaokrąglonym brzuchu. - To dlatego masz dziś na sobie moją koszulkę? Żebym niczego nie zauważył?
-Chciałam Ci zrobić niespodziankę.
-No i udało Ci się.
_____________
Nie mam pojęcia ile czasu trzeba być w szpitalu po przeszczepie. A zresztą czy to ważne? W moim opowiadaniu wszystko jest możliwe :D
Z pozdrowieniami - atomowkawilk :)
niedziela, 29 września 2013
Ty się ze mnie nabijasz?
Jesteśmy w Warszawie już 6 dni. Lekarze szukają dawcy, który mógłby podarować serce Igusi. Poszukiwania mogą trwać kilka dni, a nawet kilka tygodni. Staramy się spędzać z małą, jak najwięcej czasu. Nikomu nie powiedzieliśmy, że znowu jesteśmy razem. A ślub? Ten temat poruszymy, gdy Iga będzie już po przeszczepie. Zastanawiałam się kiedy wrócę do siatkówki. O ile w tym sezonie w ogóle wrócę. Postanowiłam porozmawiać z prezesem, żeby rozwiązać kontrakt. I tak już nie gram od miesiąca, więc jest w tym jakiś sens, żeby czekali na mnie i płacili mi kasę za to, że siedzę w szpitalu i nawet nie trenuję? Rano dzwonił Andrzej Kowal. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później będzie kazał Zibiemu wrócić. Więc od jutra Bartman wraca do klubu, ale obiecał że będzie przyjeżdżał, gdy tylko znajdzie wolny czas.
-Nie, tatuś zostać! - Igusia nie chce puścić Zbyszka, który musi niedługo wyjeżdżać do Rzeszowa. Na nic słowa, że tata musi jechać do pracy i gdy wróci przywiezie Idze prezent, że dziadkowie jutro wpadną w odwiedziny. No, ale co ja się dziwię. Iga to córeczka tatusia. Jego oczko w głowie.
-Skarbie, ale tata musi jechać - ZB9 kuca przed łóżeczkiem małej. - Ale za to jutro rano, gdy się obudzisz to będą przy Tobie babcia Jadzia i dziadek Leon.
-Ja sce tatusia - mała obejmuje szyje Zibiego.
-A obiecasz mi coś?
-Tak.
-Tatuś musi jechać zarobić pieniążki, żebyś miała dużo zabawek. A jak mnie nie będzie musisz całować mamusię i mówić jej, że ją kochasz, bo ja tego nie będę mógł robić. Mogę na Ciebie liczyć? - Iga jest wręcz zachwycona, że ktoś jej dał aż tak "poważne" zadanie. Kiwa głową na znak zgody. - To świetnie, Księżniczko.
-Tata pa!
-Dopiero chciałaś, żebym został, a teraz mnie wyganiasz? - mała śmieje się i kręci główką. - Dobra, to lecę.
Zbyszek pocałował Igę w czółko i posadził na łóżeczku. Podchodzi do mnie i ciągnie mnie za rękę. Podnoszę się z krzesła i staję na przeciwko niego.
-Będę codziennie dzwonił - mówi po czym delikatnie całuje mnie w usta. - Kocham Cię.
Pięć dni później...
-Pani Doroto! Dobre wieści. Znalazł się dawca! Wszystko się zgadza. Możemy operować za dwa dni.
Taką wiadomość dostałam wczoraj od lekarza. Od razu zadzwoniłam do Zibiego. Przekazałam mu informację, a siatkarz obiecał, że przyjedzie do szpitala, bo dzień wcześniej Resovia gra mecz z Politechniką w stolicy. Jego mama codziennie odwiedza małą. Jestem jej za to wdzięczna, bo czasami jestem tak zmęczona, że nie mam siły siedzieć w szpitalu 10 godzin. Gdy ona przychodzi ja mogę wrócić na chwilę do mieszkania, wziąć kąpiel, przespać się, coś zjeść. Ojciec Zibiego musiał jechać do Spały zajmować się sprawami Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Muszę przyznać, że strasznie się denerwuję, ale chyba każda matka na moim miejscu byłaby kłębkiem nerwów. Mama Zbyszka dwie godziny temu poszła do domu na moją prośbę. Siedziała z Igą od samego rana i widać było po niej, że jest strasznie zmęczona. No, niestety - Iguśka jest energicznym dzieckiem. Cały czas trzeba jej śpiewać, czytać książki, opowiadać historyjki, czy bawić się z nią. Za chwilę w szpitalu powinien być ZB9. Z tego co wiem, to mecz skończył się pół godziny temu z korzyścią dla Resovii, która wygrała 3:0. Nagle mała zaczyna piszczeć. Przestraszyłam się, że znowu jest z nią coś nie tak. A ona uradowana pokazuje mi paluszkiem na szybę. Odwracam się i również się uśmiecham. Iga zobaczyła Bartmana, który akurat wszedł do sali. Igusia wyciąga do niego rączki, więc siatkarz bierze ją na ręce i całuje w policzek. Chwilę później ja również tonę w jego uścisku.
Po godzinie, przez którą udało nam się wykąpać i nakarmić córkę musimy wracać do domu. Dobrze, że udało nam się ją uśpić, bo inaczej byłoby trudno wymknąć się z sali.
Wchodzimy do mieszkania. Siatkarz od razu poszedł do kuchni zrobić kolację, a mnie kazał wziąć kąpiel. Piętnaście minut później siedzimy na kanapie i oglądamy film jedząc kanapki. Szkoda tylko, że to Zbyszek wybierał co będziemy oglądać. Niestety, ale padło na horror, chociaż wie, że ich nie lubię, bo zawsze się boję. A może zrobił to specjalnie? Przecież wie, że zawsze, gdy oglądamy razem horrory to siedzę obok niego najbliżej, jak się da.
-Idę do łazienki.
-Nie! Nie zostanę sama.
-Nie dramatyzuj. Nic Ci nie będzie.
-No, dobra. Ale wracaj szybko.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi łazienkowych. I wtedy akurat leciał najgorszy moment z całego filmu, jaki dotąd oglądaliśmy. Podkuliłam nogi i objęłam je rękoma. Dałabym sobie głowę uciąć, że słyszałam jakiś trzask w kuchni. Podniosłam się i poszłam zobaczyć co to.
-Buuuu!
Zaczęłam piszczeć, jak nienormalna. W odpowiedzi usłyszałam śmiech siatkarza.
-Idiota! - odepchnęłam go od siebie. Poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Chwile później do pokoju wszedł ZB9. - Co chcesz?
-Przepraszam Dorotka, nie wiedziałem, że aż tak się przestraszysz.
-Przecież wiesz, że boję się horrorów.
-Myślałem, że Ci to przeszło. A swoją drogą żałuj, że siebie nie widziałaś.
-Ty się ze mnie nabijasz? - podniosłam głowę.
-Mysza, no daj spokój.
-Spierdalaj.
-Dobra, to nie powiem Ci czegoś, co na pewno Cię zainteresuje.
Popatrzyłam się na niego. Siedział na skraju łóżka odwrócony do mnie plecami.
-A co?
-Już nieważne. Przecież się na mnie obraziłaś - jeju, jak on się lubi ze mną droczyć. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców. - Nie myślisz chyba, że tak łatwo Ci ulegnę.
-No, Zbyś powiedz.
-No dobra. Udało mi się załatwić ślub na lipiec.
-W następnym roku?
-Nie, jeszcze w tym.
-Jakim cudem?
-Ksiądz stwierdził, że nie musimy drugi raz mieć tych całych nauk przedmałżeńskich i udało mi się zaklepać 26 lipiec.
-A sala, fotograf, orkiestra?
-Wszystko załatwione. Kolega z Rzeszowa miał brać ślub właśnie 26 lipca, ale zmarła jego mama i chciał wszystko odwołać, ale postanowił że jeśli spłacimy wynajem sali i te wszystkie duperele to odda nam rezerwację.
Już nic nie mówię, tylko rzucam mu się na szyję.
-Zbyszek! Nie możemy brać ślubu w lipcu! Przecież ja nie mam sukni ślubnej!
-Kobiety... Jak dla mnie możesz iść nawet bez niej.
-Nie wiem co na to powiedzieliby nasi goście.
-Męska część na pewno byłaby zadowolona. No, może oprócz twojego taty.
-Nie, tatuś zostać! - Igusia nie chce puścić Zbyszka, który musi niedługo wyjeżdżać do Rzeszowa. Na nic słowa, że tata musi jechać do pracy i gdy wróci przywiezie Idze prezent, że dziadkowie jutro wpadną w odwiedziny. No, ale co ja się dziwię. Iga to córeczka tatusia. Jego oczko w głowie.
-Skarbie, ale tata musi jechać - ZB9 kuca przed łóżeczkiem małej. - Ale za to jutro rano, gdy się obudzisz to będą przy Tobie babcia Jadzia i dziadek Leon.
-Ja sce tatusia - mała obejmuje szyje Zibiego.
-A obiecasz mi coś?
-Tak.
-Tatuś musi jechać zarobić pieniążki, żebyś miała dużo zabawek. A jak mnie nie będzie musisz całować mamusię i mówić jej, że ją kochasz, bo ja tego nie będę mógł robić. Mogę na Ciebie liczyć? - Iga jest wręcz zachwycona, że ktoś jej dał aż tak "poważne" zadanie. Kiwa głową na znak zgody. - To świetnie, Księżniczko.
-Tata pa!
-Dopiero chciałaś, żebym został, a teraz mnie wyganiasz? - mała śmieje się i kręci główką. - Dobra, to lecę.
Zbyszek pocałował Igę w czółko i posadził na łóżeczku. Podchodzi do mnie i ciągnie mnie za rękę. Podnoszę się z krzesła i staję na przeciwko niego.
-Będę codziennie dzwonił - mówi po czym delikatnie całuje mnie w usta. - Kocham Cię.
Pięć dni później...
-Pani Doroto! Dobre wieści. Znalazł się dawca! Wszystko się zgadza. Możemy operować za dwa dni.
Taką wiadomość dostałam wczoraj od lekarza. Od razu zadzwoniłam do Zibiego. Przekazałam mu informację, a siatkarz obiecał, że przyjedzie do szpitala, bo dzień wcześniej Resovia gra mecz z Politechniką w stolicy. Jego mama codziennie odwiedza małą. Jestem jej za to wdzięczna, bo czasami jestem tak zmęczona, że nie mam siły siedzieć w szpitalu 10 godzin. Gdy ona przychodzi ja mogę wrócić na chwilę do mieszkania, wziąć kąpiel, przespać się, coś zjeść. Ojciec Zibiego musiał jechać do Spały zajmować się sprawami Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Muszę przyznać, że strasznie się denerwuję, ale chyba każda matka na moim miejscu byłaby kłębkiem nerwów. Mama Zbyszka dwie godziny temu poszła do domu na moją prośbę. Siedziała z Igą od samego rana i widać było po niej, że jest strasznie zmęczona. No, niestety - Iguśka jest energicznym dzieckiem. Cały czas trzeba jej śpiewać, czytać książki, opowiadać historyjki, czy bawić się z nią. Za chwilę w szpitalu powinien być ZB9. Z tego co wiem, to mecz skończył się pół godziny temu z korzyścią dla Resovii, która wygrała 3:0. Nagle mała zaczyna piszczeć. Przestraszyłam się, że znowu jest z nią coś nie tak. A ona uradowana pokazuje mi paluszkiem na szybę. Odwracam się i również się uśmiecham. Iga zobaczyła Bartmana, który akurat wszedł do sali. Igusia wyciąga do niego rączki, więc siatkarz bierze ją na ręce i całuje w policzek. Chwilę później ja również tonę w jego uścisku.
Po godzinie, przez którą udało nam się wykąpać i nakarmić córkę musimy wracać do domu. Dobrze, że udało nam się ją uśpić, bo inaczej byłoby trudno wymknąć się z sali.
Wchodzimy do mieszkania. Siatkarz od razu poszedł do kuchni zrobić kolację, a mnie kazał wziąć kąpiel. Piętnaście minut później siedzimy na kanapie i oglądamy film jedząc kanapki. Szkoda tylko, że to Zbyszek wybierał co będziemy oglądać. Niestety, ale padło na horror, chociaż wie, że ich nie lubię, bo zawsze się boję. A może zrobił to specjalnie? Przecież wie, że zawsze, gdy oglądamy razem horrory to siedzę obok niego najbliżej, jak się da.
-Idę do łazienki.
-Nie! Nie zostanę sama.
-Nie dramatyzuj. Nic Ci nie będzie.
-No, dobra. Ale wracaj szybko.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi łazienkowych. I wtedy akurat leciał najgorszy moment z całego filmu, jaki dotąd oglądaliśmy. Podkuliłam nogi i objęłam je rękoma. Dałabym sobie głowę uciąć, że słyszałam jakiś trzask w kuchni. Podniosłam się i poszłam zobaczyć co to.
-Buuuu!
Zaczęłam piszczeć, jak nienormalna. W odpowiedzi usłyszałam śmiech siatkarza.
-Idiota! - odepchnęłam go od siebie. Poszłam do sypialni i rzuciłam się na łóżko. Chwile później do pokoju wszedł ZB9. - Co chcesz?
-Przepraszam Dorotka, nie wiedziałem, że aż tak się przestraszysz.
-Przecież wiesz, że boję się horrorów.
-Myślałem, że Ci to przeszło. A swoją drogą żałuj, że siebie nie widziałaś.
-Ty się ze mnie nabijasz? - podniosłam głowę.
-Mysza, no daj spokój.
-Spierdalaj.
-Dobra, to nie powiem Ci czegoś, co na pewno Cię zainteresuje.
Popatrzyłam się na niego. Siedział na skraju łóżka odwrócony do mnie plecami.
-A co?
-Już nieważne. Przecież się na mnie obraziłaś - jeju, jak on się lubi ze mną droczyć. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców. - Nie myślisz chyba, że tak łatwo Ci ulegnę.
-No, Zbyś powiedz.
-No dobra. Udało mi się załatwić ślub na lipiec.
-W następnym roku?
-Nie, jeszcze w tym.
-Jakim cudem?
-Ksiądz stwierdził, że nie musimy drugi raz mieć tych całych nauk przedmałżeńskich i udało mi się zaklepać 26 lipiec.
-A sala, fotograf, orkiestra?
-Wszystko załatwione. Kolega z Rzeszowa miał brać ślub właśnie 26 lipca, ale zmarła jego mama i chciał wszystko odwołać, ale postanowił że jeśli spłacimy wynajem sali i te wszystkie duperele to odda nam rezerwację.
Już nic nie mówię, tylko rzucam mu się na szyję.
-Zbyszek! Nie możemy brać ślubu w lipcu! Przecież ja nie mam sukni ślubnej!
-Kobiety... Jak dla mnie możesz iść nawet bez niej.
-Nie wiem co na to powiedzieliby nasi goście.
-Męska część na pewno byłaby zadowolona. No, może oprócz twojego taty.
niedziela, 22 września 2013
Już zapomniałem, że twój tyłek jest aż tak seksowny
Błąd lekarzy sprawił, że Iga została przewieziona do szpitala w Warszawie. Przynajmniej miałam pewność, że jest pod dobrą opieką specjalistów. Do stolicy pojechałam razem ze Zbyszkiem. Spakowałam do torby więcej rzeczy niż miałam w szpitalu w Mielcu. Powiedziałam trenerowi o zaistniałej sytuacji. Powiedział, że mam się niczym nie przejmować i mogę spokojnie jechać z Igą. Na moje miejsce wskoczyła rozgrywająca z drużyny juniorek. Trener Kowal nie był zbytnio zadowolony z faktu, że Zibi chciał jechać razem z nami, ale jak stwierdził on też ma dzieci i na jego miejscu zrobiłby tak samo. O nocleg nie musiałam się martwić. Miałam nocować w mieszkaniu Zbyszka. Jedynym minusem był fakt, że nie mogłam zostawać z małą na noc w szpitalu. Tak więc nie miałam wyjścia i chcąc nie chcąc musiałam skorzystać z gościnności Zibiego.
Po trzech godzinach jazdy dojechaliśmy do stolicy. Była godzina 21:00 i lekarz powiedział, że dziś się z nią nie zobaczymy, więc nie ma najmniejszego sensu siedzieć w szpitalu. Pojechaliśmy do mieszkania Bartmana. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam bagażnik.
-Zostaw, ja to wezmę - powiedział Zbyszek, gdy wyciągnęłam walizkę. Podszedł do mnie i zabrał mi ją.
Wzięłam klucze od ZB9 i weszłam do klatki schodowej. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na ostatnie piętro. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do mieszkania.
-No tak, zapomniałem, że tutaj mam tylko jedno łóżko - atakujący podrapał się po głowie. - Ale jakoś damy radę. Najwyżej będę spał na kanapie.
-Zbyszek, mogę wziąć prysznic? - zapytałam. Jakoś głupio bym się czuła, gdybym robiła w jego mieszkaniu co chcę.
-Nie pytaj się, tylko idź. Teraz to będzie także i twój dom, także nie krępuj się.
Weszłam do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam prysznic. Po 10 minutach wyszłam z kabiny. Na śmierć zapomniałam zabrać piżamę. Wyjęłam z szafki ręcznik i owinęłam się nim. Otworzyłam niepewnie drzwi i rozejrzałam się.
-Zbyszek, gdzie są walizki? - nie było ich w korytarzu, a tam je zostawił Zibi.
-W sypialni - usłyszałam głos siatkarza dobiegający z kuchni.
Udałam się więc do pokoju. Nachyliłam się nad walizką i szukałam majtek i koszulki sięgającej do połowy ud, które służyły mi za piżamę. Gdy je znalazłam, chciałam wrócić do łazienki. Odwróciłam się i zobaczyłam Bartmana gapiącego się na mnie.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
ZB9 odchrząknął. Spojrzałam na siebie. Pięknie Dorotko! Zapomniałam, że ręcznik ledwie zakrywa mi tyłek i gdy się nachyliłam Zbyszek podziwiał moje pośladki.
-Powiedz, że nie chodzi Ci o to, o czym myślę - powiedziałam zawstydzona.
-Już zapomniałem, że twój tyłek jest aż tak seksowny - zaśmiał się. Spaliłam buraka, jak nic. - Ale wiesz co? - zapytał i podszedł do mnie. - Muszę się przekonać, czy się nie pomyliłem.
Jakby nigdy nic zadarł ręcznik do góry i położył swoje wielkie łapska na moim tyłku.
-Co Ty... - nie dokończyłam, bo wpił się w moje usta.
Upuściłam ubrania, które trzymałam w ręku. Wplotłam prawą dłoń w jego kruczoczarne włosy, a lewą położyłam na karku. Siatkarz miażdżył moje usta swoimi wargami. Podniósł mnie i położył na łóżku. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją na podłogę. Chwilę później Zbyszek pozbył się swoich spodni i przy okazji mojego ręcznika. Zdarłam z niego bokserki. Leżeliśmy całkiem nadzy i wtedy złączył nasze ciała w jedność.
Obudziły mnie promienie słońca, które odbijając się od śniegu były jaśniejsze niż zwykle. Zibi jeszcze spał. Na krześle leżała jego koszula. Zarzuciłam ją na siebie i poszłam do kuchni. Zaparzyłam kawę i powoli popijałam gorącą ciecz. Czy żałowałam tego, co się stało? Nie wiem. Dlaczego Zbyszek mnie pocałował? Przecież powiedział, że nigdy mi nie wybaczy. Więc dlaczego to zrobił? Nie jest mi łatwo żyć obok mężczyzny, którego cholernie kocham i jednocześnie nie mogę z nim być. Spojrzałam na zegar. Była dopiero ósma rano. Wizyty w szpitalu są dopiero od 10, ale Iga ma mieć robione dziś badania i lekarz powiedział, że dzisiaj znowu nie mamy po co przyjeżdżać. W tej chwili do kuchni wszedł Bartman. Miałam zamiar wrócić do sypialni, gdy siatkarz się odezwał:
-Gdzie się wybierasz? Musimy chyba sobie coś wyjaśnić. Siadaj - wskazał na kanapę.
Uczyniłam to, o co prosił. Nie patrzyłam się na niego. Wgapiałam się w podłogę. Byłam pewna, że zaraz powie, że to wszystko nie powinno się wydarzyć, że mnie już nie kocha. Chciało mi się płakać, w gardle czułam ogromną gulę.
-To, co się wczoraj wydarzyło... - wiedziałam, że tak zacznie i dobrze wiedziałam, jak skończy. Nie chciałam tego słuchać, więc dokończyłam za niego.
-Nie powinno mieć miejsca, tak? Zgadłam? - w końcu popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. -Skoro wiedziałeś, że nic to między nami nie zmieni to dlaczego to zrobiłeś? - rzuciłam w niego poduszką. Złapał ją i przysunął się do mnie. Dotknął ręką moją dłoń. - Zostaw! Ty...pieprzony...egoisto! Przeleciałeś...mnie...bo...brakowało...Ci...seksu? - mówiłam przez łzy uderzając go pięściami po klatce piersiowej.
-Mysza, posłuchaj! - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. - To nie tak, jak myślisz!
-Wiesz co? To samo mi powiedział Filip, gdy przyłapałam go w łóżku z inną. Ale teraz boli jeszcze bardziej. Kocham Cię! Nie możesz tego zrozumieć? Uszanowałam, że mnie nie chcesz i staram się z tym żyć, chociaż nie jest mi łatwo. Wiem, że to była moja wina, ale nie musisz mnie cały czas za to karać! - ZB9 puścił moje nadgarstki i położył swoje dłonie na moich plecach.
Przyciągnął mnie do siebie tak, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Próbowałam się wyszarpać, ale był zbyt silny. Znowu mnie pocałował. Nic nie robił sobie z tego, że wbijałam mu paznokcie w ramiona, żeby mnie puścił. Byłam zła. Nie chciałam tego pocałunku. Próbowałam odwrócić głowę, ale siatkarz to wyczuł i położył swoją dłoń na moim karku uniemożliwiając mi przy tym ucieczkę. Kiedy się ode mnie oderwał powiedział:
-Kocham Cię, Mysza. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Chcę razem z Tobą i Iga stworzyć w końcu prawdziwą rodzinę. To chyba należy do Ciebie - gapiłam się na niego całkiem skołowana, gdy wsunął na mój serdeczny palec pierścionek, który dał mi na oświadczyny. Zatkałam sobie z wrażenia usta dłonią, a łzy smutku i złości przerodziły się we łzy szczęścia. - To znaczy, że się zgadzasz?
-Pewnie, wariacie! - przytuliłam się do niego z całych sił. Znowu mamy wziąć ślub, do którego nie doszło za pierwszym razem. I tym razem już nic nam nie przeszkodzi.
Po trzech godzinach jazdy dojechaliśmy do stolicy. Była godzina 21:00 i lekarz powiedział, że dziś się z nią nie zobaczymy, więc nie ma najmniejszego sensu siedzieć w szpitalu. Pojechaliśmy do mieszkania Bartmana. Wysiadłam z samochodu i otworzyłam bagażnik.
-Zostaw, ja to wezmę - powiedział Zbyszek, gdy wyciągnęłam walizkę. Podszedł do mnie i zabrał mi ją.
Wzięłam klucze od ZB9 i weszłam do klatki schodowej. Wsiedliśmy do windy i wjechaliśmy na ostatnie piętro. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do mieszkania.
-No tak, zapomniałem, że tutaj mam tylko jedno łóżko - atakujący podrapał się po głowie. - Ale jakoś damy radę. Najwyżej będę spał na kanapie.
-Zbyszek, mogę wziąć prysznic? - zapytałam. Jakoś głupio bym się czuła, gdybym robiła w jego mieszkaniu co chcę.
-Nie pytaj się, tylko idź. Teraz to będzie także i twój dom, także nie krępuj się.
Weszłam do łazienki. Rozebrałam się i wzięłam prysznic. Po 10 minutach wyszłam z kabiny. Na śmierć zapomniałam zabrać piżamę. Wyjęłam z szafki ręcznik i owinęłam się nim. Otworzyłam niepewnie drzwi i rozejrzałam się.
-Zbyszek, gdzie są walizki? - nie było ich w korytarzu, a tam je zostawił Zibi.
-W sypialni - usłyszałam głos siatkarza dobiegający z kuchni.
Udałam się więc do pokoju. Nachyliłam się nad walizką i szukałam majtek i koszulki sięgającej do połowy ud, które służyły mi za piżamę. Gdy je znalazłam, chciałam wrócić do łazienki. Odwróciłam się i zobaczyłam Bartmana gapiącego się na mnie.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
ZB9 odchrząknął. Spojrzałam na siebie. Pięknie Dorotko! Zapomniałam, że ręcznik ledwie zakrywa mi tyłek i gdy się nachyliłam Zbyszek podziwiał moje pośladki.
-Powiedz, że nie chodzi Ci o to, o czym myślę - powiedziałam zawstydzona.
-Już zapomniałem, że twój tyłek jest aż tak seksowny - zaśmiał się. Spaliłam buraka, jak nic. - Ale wiesz co? - zapytał i podszedł do mnie. - Muszę się przekonać, czy się nie pomyliłem.
Jakby nigdy nic zadarł ręcznik do góry i położył swoje wielkie łapska na moim tyłku.
-Co Ty... - nie dokończyłam, bo wpił się w moje usta.
Upuściłam ubrania, które trzymałam w ręku. Wplotłam prawą dłoń w jego kruczoczarne włosy, a lewą położyłam na karku. Siatkarz miażdżył moje usta swoimi wargami. Podniósł mnie i położył na łóżku. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne. Ściągnęłam z niego koszulkę i rzuciłam ją na podłogę. Chwilę później Zbyszek pozbył się swoich spodni i przy okazji mojego ręcznika. Zdarłam z niego bokserki. Leżeliśmy całkiem nadzy i wtedy złączył nasze ciała w jedność.
Obudziły mnie promienie słońca, które odbijając się od śniegu były jaśniejsze niż zwykle. Zibi jeszcze spał. Na krześle leżała jego koszula. Zarzuciłam ją na siebie i poszłam do kuchni. Zaparzyłam kawę i powoli popijałam gorącą ciecz. Czy żałowałam tego, co się stało? Nie wiem. Dlaczego Zbyszek mnie pocałował? Przecież powiedział, że nigdy mi nie wybaczy. Więc dlaczego to zrobił? Nie jest mi łatwo żyć obok mężczyzny, którego cholernie kocham i jednocześnie nie mogę z nim być. Spojrzałam na zegar. Była dopiero ósma rano. Wizyty w szpitalu są dopiero od 10, ale Iga ma mieć robione dziś badania i lekarz powiedział, że dzisiaj znowu nie mamy po co przyjeżdżać. W tej chwili do kuchni wszedł Bartman. Miałam zamiar wrócić do sypialni, gdy siatkarz się odezwał:
-Gdzie się wybierasz? Musimy chyba sobie coś wyjaśnić. Siadaj - wskazał na kanapę.
Uczyniłam to, o co prosił. Nie patrzyłam się na niego. Wgapiałam się w podłogę. Byłam pewna, że zaraz powie, że to wszystko nie powinno się wydarzyć, że mnie już nie kocha. Chciało mi się płakać, w gardle czułam ogromną gulę.
-To, co się wczoraj wydarzyło... - wiedziałam, że tak zacznie i dobrze wiedziałam, jak skończy. Nie chciałam tego słuchać, więc dokończyłam za niego.
-Nie powinno mieć miejsca, tak? Zgadłam? - w końcu popatrzyłam na niego ze łzami w oczach. -Skoro wiedziałeś, że nic to między nami nie zmieni to dlaczego to zrobiłeś? - rzuciłam w niego poduszką. Złapał ją i przysunął się do mnie. Dotknął ręką moją dłoń. - Zostaw! Ty...pieprzony...egoisto! Przeleciałeś...mnie...bo...brakowało...Ci...seksu? - mówiłam przez łzy uderzając go pięściami po klatce piersiowej.
-Mysza, posłuchaj! - złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie. - To nie tak, jak myślisz!
-Wiesz co? To samo mi powiedział Filip, gdy przyłapałam go w łóżku z inną. Ale teraz boli jeszcze bardziej. Kocham Cię! Nie możesz tego zrozumieć? Uszanowałam, że mnie nie chcesz i staram się z tym żyć, chociaż nie jest mi łatwo. Wiem, że to była moja wina, ale nie musisz mnie cały czas za to karać! - ZB9 puścił moje nadgarstki i położył swoje dłonie na moich plecach.
Przyciągnął mnie do siebie tak, że dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Próbowałam się wyszarpać, ale był zbyt silny. Znowu mnie pocałował. Nic nie robił sobie z tego, że wbijałam mu paznokcie w ramiona, żeby mnie puścił. Byłam zła. Nie chciałam tego pocałunku. Próbowałam odwrócić głowę, ale siatkarz to wyczuł i położył swoją dłoń na moim karku uniemożliwiając mi przy tym ucieczkę. Kiedy się ode mnie oderwał powiedział:
-Kocham Cię, Mysza. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Chcę razem z Tobą i Iga stworzyć w końcu prawdziwą rodzinę. To chyba należy do Ciebie - gapiłam się na niego całkiem skołowana, gdy wsunął na mój serdeczny palec pierścionek, który dał mi na oświadczyny. Zatkałam sobie z wrażenia usta dłonią, a łzy smutku i złości przerodziły się we łzy szczęścia. - To znaczy, że się zgadzasz?
-Pewnie, wariacie! - przytuliłam się do niego z całych sił. Znowu mamy wziąć ślub, do którego nie doszło za pierwszym razem. I tym razem już nic nam nie przeszkodzi.
____________
Nareszcie go dodałam! Już myślałam, że w ten weekend nic nie napiszę, ale jakoś udało się :)
Mam nadzieję, że jesteście zadowolone z przebiegu sytuacji w rozdziale na górze :D
Za wszelkie błędy i monotonię przepraszam :P
Z pozdrowieniami - atomowkawilk ;)
niedziela, 8 września 2013
Wiem, że to my zawiniliśmy
Patrzyliśmy się na siebie już od dobrych kilku sekund. Z niezręcznej sytuacji wyratował nas płacz córki. Zerwałam się z łóżka i poszłam do Igusi. Mała nadal płakała, do momentu kiedy obok mnie stanął stanął Zbyszek.
-Cześć Księżniczko - uśmiechnął się do niej. Stałam odwrócona do niego plecami, ale czułam na sobie jego wzrok.
-Do domu - małej strasznie nudziło się w szpitalu. Oczywiście zawsze starałam się jakoś zająć ją czymś. Albo czytaniem bajek, albo zabawą lalkami, czasami nawet samochodami, włączałam jej filmy na laptopie albo w telewizji. Jednak Iga tęskniła już za domem. Jeszcze nigdy nie przebywała poza nim tak długo.
-Niedługo wrócimy do domu - powiedział Zibi.
Kilka minut po godzinie ósmej przyszedł czas na poranny obchód lekarski. Lekarz poprosił, żebyśmy wyszli na korytarz, co dla mnie było absurdalne. Miałam zamiar zostać w sali, gdyby nie ZB9, który pociągnął mnie za rękę. Usiadłam na krześle, a Bartman zajął miejsce obok mnie. Znowu się do siebie nie odzywaliśmy. Nagle z sali dało się słyszeć dziwne pikanie aparatury. Zerwałam się na równe nogi.
-Proszę nie wchodzić - powiedziała pielęgniarka wchodząca do sali.
Stałam, jak słup soli i obserwowałam poczynania lekarzy przez szybę. Serce Igi znowu przestało pracować. Tym razem nikt nie zasłonił żaluzji i patrzyłam, jak doktor robi masaż serca. Poczułam na swoich ramionach ręce Zbyszka. Nigdy w życiu nie życzyłabym żadnej matce, żeby przechodziła przez to, co ja. To straszne, gdy się patrzy, jak twoja kruszynka walczy o życie, a ty nie możesz nic zrobić. Rozpłakałam się i schowałam twarz w koszulce Zibiego. Siatkarz nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił. Zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. Po chwili z sali wyszedł lekarz.
-Przykro mi... - nogi zrobiły mi się, jak z waty, zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, co było dalej.
-Doruś, już lepiej? - usłyszałam głos ZB9. Otworzyłam oczy. Leżałam na kozetce w jakiejś sali.
-Strasznie boli mnie głowa. Co się właściwie stało?
-Zemdlałaś - w tym momencie przypomniały mi się słowa lekarza. Szybko usiadłam i od razu tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie.
-Ale...Iga...co - wymamrotałam drżącym głosem.
-Będzie dobrze. Musimy w to wierzyć - co on pierdoli?!
-Będzie dobrze? Przecież ona...umarła. Już nic nigdy nie będzie w porządku! - no i czemu on się tak na mnie patrzy? UFO zobaczył czy co?
-Co Ty gadasz? Igusia żyje - wziął moją twarz w swoje dłonie. Nie myśląc długo po raz kolejny przytuliłam się do niego. - Lekarz chce z nami porozmawiać. Wolałem poczekać na Ciebie. Wstaniesz?
-Jakoś dam radę - nie było łatwo, bo ciągle kręciło mi się w głowie. Gdy zeszłam z łóżka o mały włos nie zaliczyłam gleby. Na szczęście Bartman stał obok i pomógł mi utrzymać się w pionie.
-Pan sobie jaja robi? Nie mówi Pan tego poważnie! - Zbyszek wydzierał się na doktora, a ja siedziałam i oczy mało mi nie wyszły z orbit.
Jakim cudem można było pomylić wyniki badań Igi i jakiejś innej pacjentki? Pielęgniarka w pierwszy dzień pobytu dała małej lekarstwo w postaci zastrzyku na ten napad. I okazuje się, że ona wcale nie ma wady serca? I na dodatek w zastrzyku znajdowała się niedozwolona dawka leku przez co Igusia była operowana. Dlaczego lekarze od razu nie przyznali się do błędu?
-Jest mi przykro, naprawdę. Nie wiem, jak to się mogło stać.
-Jak można pomylić wyniki badań? Przez Pana moja córka mogła zginąć!
-Przepraszam. Wiem, że to my, jako szpital zawiniliśmy.
-Ja tego tak nie zostawię! Niech Pan będzie pewny, że złożę sprawę do sądu, a Pan dostanie zwolnienie dyscyplinarne!
Zibi wyszedł wściekły z gabinetu.
-Pani Doroto, nie zdążyłem powiedzieć, bo Pan Bartman mi przerwał. Niestety, ale substancja w lekarstwie spowodowała uraz. Iga będzie musiała mieć przeszczep serca - przestraszyłam się i to cholernie. - Przepraszam, ale muszę teraz iść.
Lekarz jakby nigdy nic wyszedł z gabinetu. Wybiegłam za doktorem, ale zobaczyłam postać Zibiego. Pobiegłam za nim.
-Zbyszek, poczekaj! - siatkarz nie zwalniał. Dogoniłam go dopiero na parkingu. - Gdzie jedziesz?
-Jeszcze nie wiem. Co mi kurwa po jego zasranych przeprosinach? I nawet nie próbuj mnie powstrzymywać przed złożeniem na niego doniesienia! - brunet wsiadł do samochodu i odpalił silnik.
-I co? Zostawisz mnie z tym samą? Iga teraz Cię potrzebuje. Ja też... - ostatnie zdanie powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
-Cześć Księżniczko - uśmiechnął się do niej. Stałam odwrócona do niego plecami, ale czułam na sobie jego wzrok.
-Do domu - małej strasznie nudziło się w szpitalu. Oczywiście zawsze starałam się jakoś zająć ją czymś. Albo czytaniem bajek, albo zabawą lalkami, czasami nawet samochodami, włączałam jej filmy na laptopie albo w telewizji. Jednak Iga tęskniła już za domem. Jeszcze nigdy nie przebywała poza nim tak długo.
-Niedługo wrócimy do domu - powiedział Zibi.
Kilka minut po godzinie ósmej przyszedł czas na poranny obchód lekarski. Lekarz poprosił, żebyśmy wyszli na korytarz, co dla mnie było absurdalne. Miałam zamiar zostać w sali, gdyby nie ZB9, który pociągnął mnie za rękę. Usiadłam na krześle, a Bartman zajął miejsce obok mnie. Znowu się do siebie nie odzywaliśmy. Nagle z sali dało się słyszeć dziwne pikanie aparatury. Zerwałam się na równe nogi.
-Proszę nie wchodzić - powiedziała pielęgniarka wchodząca do sali.
Stałam, jak słup soli i obserwowałam poczynania lekarzy przez szybę. Serce Igi znowu przestało pracować. Tym razem nikt nie zasłonił żaluzji i patrzyłam, jak doktor robi masaż serca. Poczułam na swoich ramionach ręce Zbyszka. Nigdy w życiu nie życzyłabym żadnej matce, żeby przechodziła przez to, co ja. To straszne, gdy się patrzy, jak twoja kruszynka walczy o życie, a ty nie możesz nic zrobić. Rozpłakałam się i schowałam twarz w koszulce Zibiego. Siatkarz nic nie powiedział tylko mocno mnie przytulił. Zamknęłam oczy. Nie chciałam tego widzieć. Po chwili z sali wyszedł lekarz.
-Przykro mi... - nogi zrobiły mi się, jak z waty, zakręciło mi się w głowie. Nie wiem, co było dalej.
-Doruś, już lepiej? - usłyszałam głos ZB9. Otworzyłam oczy. Leżałam na kozetce w jakiejś sali.
-Strasznie boli mnie głowa. Co się właściwie stało?
-Zemdlałaś - w tym momencie przypomniały mi się słowa lekarza. Szybko usiadłam i od razu tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie.
-Ale...Iga...co - wymamrotałam drżącym głosem.
-Będzie dobrze. Musimy w to wierzyć - co on pierdoli?!
-Będzie dobrze? Przecież ona...umarła. Już nic nigdy nie będzie w porządku! - no i czemu on się tak na mnie patrzy? UFO zobaczył czy co?
-Co Ty gadasz? Igusia żyje - wziął moją twarz w swoje dłonie. Nie myśląc długo po raz kolejny przytuliłam się do niego. - Lekarz chce z nami porozmawiać. Wolałem poczekać na Ciebie. Wstaniesz?
-Jakoś dam radę - nie było łatwo, bo ciągle kręciło mi się w głowie. Gdy zeszłam z łóżka o mały włos nie zaliczyłam gleby. Na szczęście Bartman stał obok i pomógł mi utrzymać się w pionie.
-Pan sobie jaja robi? Nie mówi Pan tego poważnie! - Zbyszek wydzierał się na doktora, a ja siedziałam i oczy mało mi nie wyszły z orbit.
Jakim cudem można było pomylić wyniki badań Igi i jakiejś innej pacjentki? Pielęgniarka w pierwszy dzień pobytu dała małej lekarstwo w postaci zastrzyku na ten napad. I okazuje się, że ona wcale nie ma wady serca? I na dodatek w zastrzyku znajdowała się niedozwolona dawka leku przez co Igusia była operowana. Dlaczego lekarze od razu nie przyznali się do błędu?
-Jest mi przykro, naprawdę. Nie wiem, jak to się mogło stać.
-Jak można pomylić wyniki badań? Przez Pana moja córka mogła zginąć!
-Przepraszam. Wiem, że to my, jako szpital zawiniliśmy.
-Ja tego tak nie zostawię! Niech Pan będzie pewny, że złożę sprawę do sądu, a Pan dostanie zwolnienie dyscyplinarne!
Zibi wyszedł wściekły z gabinetu.
-Pani Doroto, nie zdążyłem powiedzieć, bo Pan Bartman mi przerwał. Niestety, ale substancja w lekarstwie spowodowała uraz. Iga będzie musiała mieć przeszczep serca - przestraszyłam się i to cholernie. - Przepraszam, ale muszę teraz iść.
Lekarz jakby nigdy nic wyszedł z gabinetu. Wybiegłam za doktorem, ale zobaczyłam postać Zibiego. Pobiegłam za nim.
-Zbyszek, poczekaj! - siatkarz nie zwalniał. Dogoniłam go dopiero na parkingu. - Gdzie jedziesz?
-Jeszcze nie wiem. Co mi kurwa po jego zasranych przeprosinach? I nawet nie próbuj mnie powstrzymywać przed złożeniem na niego doniesienia! - brunet wsiadł do samochodu i odpalił silnik.
-I co? Zostawisz mnie z tym samą? Iga teraz Cię potrzebuje. Ja też... - ostatnie zdanie powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
_____________
Obiecałam, że dodam w tym tygodniu, więc jest :D
Nie tak ten rozdział miał wyglądać, ale myślę, że nie jest aż taki zły.
W następnym tygodniu postaram się nadrobić zaległości na Waszych blogach.
Z pozdrowieniami atomowkawilk ;)
PS. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Musiałam edytować post, bo dzięki natt000 zorientowałam się, że pominęłam pewną część rozdziału. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że pisałam ten rozdział w późnych godzinach wieczornych, można nawet uznać, że nocnych :D
PS. Przepraszam! Przepraszam! Przepraszam! Musiałam edytować post, bo dzięki natt000 zorientowałam się, że pominęłam pewną część rozdziału. Na swoje usprawiedliwienie mam fakt, że pisałam ten rozdział w późnych godzinach wieczornych, można nawet uznać, że nocnych :D
sobota, 31 sierpnia 2013
Czy to możliwe, że moje kruszynka może umrzeć?
Usiadłam na krześle obok łóżeczka Igi. Ciekawa byłam po co lekarz chciał się widzieć ze Zbyszkiem. Co chciał mu powiedzieć?
-Dorotka, muszę Ci coś powiedzieć - do sali wszedł Zibi. Był przygnębiony, a w oczach miał...łzy? - Rozmawiałem z lekarzem.
-I co Ci powiedział? - zapytałam zdenerwowana. Po jego minie wiedziałam, że coś jest nie tak. - Bartman do cholery! Powiedz coś! - ja też zaczęłam płakać. ZB9 usiadł na łóżku, na którym doktor pozwolił mi spać. Usiadłam obok niego.
-Lekarz powiedział, że dziś w nocy okaże się, czy Igusia przeżyje - wydukał.
-Powiedz mi, że żartujesz! Zbyszek! - uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową. Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego on mi to powiedział? Przecież to jest kłamstwo. - Aż tak mnie nienawidzisz, że wymyślasz takie głupoty, żeby mnie bardziej zdołować?
Zaczęłam go szarpać. Byłam pewna, że on kłamie.
-Doruś, spokojnie. Będzie dobrze - siatkarz z całej siły mnie objął. Próbowałam się wyszarpać, ale po kilku sekundach zrezygnowałam. Pozwolił, żeby moje łzy wsiąkały w jego koszulkę. - Nie oszukałbym Cię w takiej sprawie. I to nie jest prawda, że Cię nienawidzę.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie kłamał. Czy to możliwe, że moja kruszynka może umrzeć?
Obudziłam się o szóstej rano. Gdy otworzyłam oczy nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Leżałam na łóżku w objęciach Zbyszka. Próbowałam się jakoś "uwolnić", ale w tym momencie Bartman się obudził.
-Zibi, ja...naprawdę nie wiem jak...przepraszam - wydukałam zakłopotana.
-Spokojnie nic się nie dzieje - siatkarz przejechał ręką po swojej twarzy. Widać było, że był niewyspany i zmęczony.
-Kiedy się położyłeś?
-Około 5. Lekarz powiedział, że najgorsze już minęło i mogę się przespać. Byłem cholernie zmęczony i nie chciało mi się wracać do Rzeszowa, więc chciałem się położyć obok Ciebie, ale łóżko było za wąskie. Dlatego musiałem coś wykombinować i położyłem Cię w tej samej pozycji, w jakiej się obudziłaś.
-A kiedy się kładłeś to miałeś w planie trzymanie swojej ręki na moim tyłku? - podniosłam się i oparłam o jego klatkę piersiową. Zdezorientowany Zibi popatrzył na miejsce, gdzie spoczywała jego ręka. Nie zabrał jej, tylko cwaniacko się uśmiechnął. Spojrzałam na niego pytająco. Drugą rękę położył na moim karku i przyciągnął mnie do siebie. Wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, który dla mnie mógłby trwać wieczność. Kiedy oderwaliśmy się od siebie żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć.
-Dorotka, muszę Ci coś powiedzieć - do sali wszedł Zibi. Był przygnębiony, a w oczach miał...łzy? - Rozmawiałem z lekarzem.
-I co Ci powiedział? - zapytałam zdenerwowana. Po jego minie wiedziałam, że coś jest nie tak. - Bartman do cholery! Powiedz coś! - ja też zaczęłam płakać. ZB9 usiadł na łóżku, na którym doktor pozwolił mi spać. Usiadłam obok niego.
-Lekarz powiedział, że dziś w nocy okaże się, czy Igusia przeżyje - wydukał.
-Powiedz mi, że żartujesz! Zbyszek! - uderzyłam go pięścią w klatkę piersiową. Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego on mi to powiedział? Przecież to jest kłamstwo. - Aż tak mnie nienawidzisz, że wymyślasz takie głupoty, żeby mnie bardziej zdołować?
Zaczęłam go szarpać. Byłam pewna, że on kłamie.
-Doruś, spokojnie. Będzie dobrze - siatkarz z całej siły mnie objął. Próbowałam się wyszarpać, ale po kilku sekundach zrezygnowałam. Pozwolił, żeby moje łzy wsiąkały w jego koszulkę. - Nie oszukałbym Cię w takiej sprawie. I to nie jest prawda, że Cię nienawidzę.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że nie kłamał. Czy to możliwe, że moja kruszynka może umrzeć?
Obudziłam się o szóstej rano. Gdy otworzyłam oczy nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Leżałam na łóżku w objęciach Zbyszka. Próbowałam się jakoś "uwolnić", ale w tym momencie Bartman się obudził.
-Zibi, ja...naprawdę nie wiem jak...przepraszam - wydukałam zakłopotana.
-Spokojnie nic się nie dzieje - siatkarz przejechał ręką po swojej twarzy. Widać było, że był niewyspany i zmęczony.
-Kiedy się położyłeś?
-Około 5. Lekarz powiedział, że najgorsze już minęło i mogę się przespać. Byłem cholernie zmęczony i nie chciało mi się wracać do Rzeszowa, więc chciałem się położyć obok Ciebie, ale łóżko było za wąskie. Dlatego musiałem coś wykombinować i położyłem Cię w tej samej pozycji, w jakiej się obudziłaś.
-A kiedy się kładłeś to miałeś w planie trzymanie swojej ręki na moim tyłku? - podniosłam się i oparłam o jego klatkę piersiową. Zdezorientowany Zibi popatrzył na miejsce, gdzie spoczywała jego ręka. Nie zabrał jej, tylko cwaniacko się uśmiechnął. Spojrzałam na niego pytająco. Drugą rękę położył na moim karku i przyciągnął mnie do siebie. Wpił się w moje usta. Odwzajemniłam pocałunek, który dla mnie mógłby trwać wieczność. Kiedy oderwaliśmy się od siebie żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć.
_______
Siema laski :D
Wiem, wiem...rozdział krótki, ale obiecałam że coś dodam i coś tam naskrobałam :P
Kolejny rozdział w następnym tygodniu :)
wtorek, 27 sierpnia 2013
A jeśli ona umrze?
Po wizycie ślusarza i wymianie zamków pojechaliśmy na komisariat. Po złożeniu zeznań mogliśmy wracać do szpitala. Gdy byliśmy w moim mieszkaniu do Zbyszka zadzwoniła moja mama i oznajmiła nam, że musiała jechać do pracy, a Iga usnęła, więc łatwo się wymknęła.
Weszliśmy do sali, w której leży Igusia.
-Gdzie ona jest? Nie przywieźli jej jeszcze z badań? - zapytałam.
-Przywieźli ją, jak jeszcze byłem w szpitalu. Została z Twoją mamą.
-Dobrze, że państwo już są - podszedł do nas lekarz prowadzący.
-Coś się stało?
-Kilka minut po wyjściu pani mamy mała dostała duszności i znów miała napad hipoksemiczny. Jej serce przestało pracować. Na szczęście dzięki szybkiej interwencji lekarzy udało się ją uratować. Niewiele brakowało. Konieczna będzie operacja. Muszą państwo tylko wyrazić na nią zgodę.
-Oczywiście, zgadzamy się - odpowiedział Zbyszek za nas dwoje. Ja nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa. Nie wiedziałam, że z Igą jest aż tak źle.
-W takim razie zapraszam do mojego gabinetu.
Poszliśmy za doktorem i weszliśmy do sali. Na drzwiach wisiała tabliczka "dr Mariusz Górski, kardiolog". Usiedliśmy na krzesłach, które wskazał nam lekarz. Poinformował nas o przebiegu operacji i jakie mogą być skutki, jeżeli ona się nie odbędzie. Podpisaliśmy dokumenty i wyszliśmy na korytarz.
Po kilku godzinach nerwowego czekania z bloku operacyjnego wyszedł lekarz Igusi. Powiedział nam, że operacja się udała i wszystko powinno być w porządku.
-Czy możemy się z nią zobaczyć? - zapytała Dorota.
-Tak, oczywiście. Iga zaraz zostanie przewieziona do swojej sali.
Po 10 minutach weszliśmy do sali, w której leżała Iga. Była podpięta do różnych aparatur. Dora usiadła na krześle obok łóżeczka. Nagle dało się słyszeć dziwne pikanie. Do sali wbiegło dwóch lekarzy i pielęgniarka.
-Proszę wyjść! - Dorota siedziała, jak wryta. Chwyciłem ją za ramiona i wyprowadziłem ją z sali.
-Zbyszek, a jeśli ona umrze? Dora była przerażona. Dla mnie to też były ciężkie chwile. Jednak ona jest kobietą i przeżywa to bardziej niż ja.
-Nie wolno Ci tak mówić. Iga wybudzi się, pobędzie trochę w szpitalu, a potem wróci do domu. Tak?
Dorota pokręciła głową na potwierdzenie. Po jej policzkach spływały łzy. Nigdy nie lubiłem, gdy płakała. W ostatnim czasie dużo przeszła. Najpierw potłuczone żebra, potem choroba Iguśki, napad, pobicie...
Przytuliłem ją do siebie. Nagle poczułem, jak powoli się osuwa. Chwyciłem ją mocniej i posadziłem na krześle.
-W porządku? - kucnąłem przed nią.
-Tak, tylko zakręciło mi się w głowie.
-Jadłaś coś dzisiaj? - jej spuszczony wzrok mówił sam za siebie. - Dlaczego?
-Nie jestem głodna - wzruszyła ramionami.
Po jakimś czasie z sali wyszli lekarze.
-Czy możemy wejść? - zapytała Dorota.
-Oczywiście. Mógłbym prosić pana na słowo? Zapraszam do mojego gabinetu.
Dora weszła do sali, w której leżała Iga, a ja ruszyłem za doktorem Górskim do jego gabinetu. Usiadłem na krześle na przeciwko niego.
-Nie chciałem tego mówić przy pani Dorocie. Postanowiłem to najpierw powiedzieć panu. Otóż podczas operacji doszło do komplikacji. Jej serce znowu przestało pracować. Udało nam się przywrócić akcję serca, ale dzisiejsza noc będzie decydować o wszystkim. Wiem, że to jest ciężkie, ale uznałem, że będzie lepiej, gdy pan dowie się o tym pierwszy. Powiadomienie pani Wilk zostawiam panu - wyszedłem na korytarz. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział lekarz. Jak ja to powiem Dorocie?
Weszliśmy do sali, w której leży Igusia.
-Gdzie ona jest? Nie przywieźli jej jeszcze z badań? - zapytałam.
-Przywieźli ją, jak jeszcze byłem w szpitalu. Została z Twoją mamą.
-Dobrze, że państwo już są - podszedł do nas lekarz prowadzący.
-Coś się stało?
-Kilka minut po wyjściu pani mamy mała dostała duszności i znów miała napad hipoksemiczny. Jej serce przestało pracować. Na szczęście dzięki szybkiej interwencji lekarzy udało się ją uratować. Niewiele brakowało. Konieczna będzie operacja. Muszą państwo tylko wyrazić na nią zgodę.
-Oczywiście, zgadzamy się - odpowiedział Zbyszek za nas dwoje. Ja nie byłam w stanie wypowiedzieć ani słowa. Nie wiedziałam, że z Igą jest aż tak źle.
-W takim razie zapraszam do mojego gabinetu.
Poszliśmy za doktorem i weszliśmy do sali. Na drzwiach wisiała tabliczka "dr Mariusz Górski, kardiolog". Usiedliśmy na krzesłach, które wskazał nam lekarz. Poinformował nas o przebiegu operacji i jakie mogą być skutki, jeżeli ona się nie odbędzie. Podpisaliśmy dokumenty i wyszliśmy na korytarz.
Po kilku godzinach nerwowego czekania z bloku operacyjnego wyszedł lekarz Igusi. Powiedział nam, że operacja się udała i wszystko powinno być w porządku.
Z perspektywy Zbyszka
-Czy możemy się z nią zobaczyć? - zapytała Dorota.
-Tak, oczywiście. Iga zaraz zostanie przewieziona do swojej sali.
Po 10 minutach weszliśmy do sali, w której leżała Iga. Była podpięta do różnych aparatur. Dora usiadła na krześle obok łóżeczka. Nagle dało się słyszeć dziwne pikanie. Do sali wbiegło dwóch lekarzy i pielęgniarka.
-Proszę wyjść! - Dorota siedziała, jak wryta. Chwyciłem ją za ramiona i wyprowadziłem ją z sali.
-Zbyszek, a jeśli ona umrze? Dora była przerażona. Dla mnie to też były ciężkie chwile. Jednak ona jest kobietą i przeżywa to bardziej niż ja.
-Nie wolno Ci tak mówić. Iga wybudzi się, pobędzie trochę w szpitalu, a potem wróci do domu. Tak?
Dorota pokręciła głową na potwierdzenie. Po jej policzkach spływały łzy. Nigdy nie lubiłem, gdy płakała. W ostatnim czasie dużo przeszła. Najpierw potłuczone żebra, potem choroba Iguśki, napad, pobicie...
Przytuliłem ją do siebie. Nagle poczułem, jak powoli się osuwa. Chwyciłem ją mocniej i posadziłem na krześle.
-W porządku? - kucnąłem przed nią.
-Tak, tylko zakręciło mi się w głowie.
-Jadłaś coś dzisiaj? - jej spuszczony wzrok mówił sam za siebie. - Dlaczego?
-Nie jestem głodna - wzruszyła ramionami.
Po jakimś czasie z sali wyszli lekarze.
-Czy możemy wejść? - zapytała Dorota.
-Oczywiście. Mógłbym prosić pana na słowo? Zapraszam do mojego gabinetu.
Dora weszła do sali, w której leżała Iga, a ja ruszyłem za doktorem Górskim do jego gabinetu. Usiadłem na krześle na przeciwko niego.
-Nie chciałem tego mówić przy pani Dorocie. Postanowiłem to najpierw powiedzieć panu. Otóż podczas operacji doszło do komplikacji. Jej serce znowu przestało pracować. Udało nam się przywrócić akcję serca, ale dzisiejsza noc będzie decydować o wszystkim. Wiem, że to jest ciężkie, ale uznałem, że będzie lepiej, gdy pan dowie się o tym pierwszy. Powiadomienie pani Wilk zostawiam panu - wyszedłem na korytarz. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co powiedział lekarz. Jak ja to powiem Dorocie?
_____________
Tak, wiem co myślicie o tym rozdziale. Wypociny, wypociny i jeszcze raz wypociny. Strasznie krótki epizod, ale cóż... Wakacje się kończą, a moja wena poszła w las :( Miałam zamiar napisać jeden długi rozdział, ale postanowiłam rozbić go na dwie części. Obiecuję, że następny rozdział dodam jeszcze w tym tygodniu.
Z pozdrowieniami atomowkawilk :)
PS. Gratuluję Agnieszce i Kubie narodzin synka Kacperka :) Miejmy nadzieję, że młody Jarski będzie kontynuował tradycje rodzinne i zostanie w przyszłości siatkarzem :D
wtorek, 13 sierpnia 2013
Chcesz powiedzieć, że żałujesz?
Iga leży w szpitalu już 5 dni. Moja mama miała mi za złe, że nie powiedziałam jej od razu o chorobie małej. No właśnie chorobie. Żebym ja tylko wiedziała, co dolega mojej córce. Dziś miały przyjść wyniki badań, ale lekarz przekazał mi na porannym obchodzie, że wyniki przyjdą w następnym tygodniu, ponieważ trzeba je kilka razy powtórzyć dla pewności. Tak więc Iga dziś znowu będzie badana od stóp do głów. Odkąd jest w szpitalu napady się nie powtórzyły. Za to okazało się, że moja córcia dostała zapalenia płuc. Tej nocy nie przespałam ani chwili, bo mała strasznie gorączkowała i wymiotowała flegmą a przez to, że ma wadę serca (jeszcze nie wiadomo jaką) lekarz nie mógł podać jakiegoś silniejszego lekarstwa, więc trzeba było zbijać gorączkę zimnymi okładami, co dla mnie było absurdalne, bo wydaje mi się, że doktor mógł podać jej chociaż jakiś syrop na zbicie gorączki. W tym momencie Iguśka siedzi na łóżeczku ze smoczkiem w ustach, bo strasznie płakała i wolałam jej go dać dla świętego spokoju. Jest niewyspana, zmęczona, zresztą tak, jak ja.
-Cześć Słoneczko. - do sali wszedł Zbyszek z dużym misiem. Na twarzy Igusi od razu pojawił się uśmiech. Podszedł do niej i pocałował ją w główkę. Od momentu pocałunku Zibi w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Traktuje mnie, jak powietrze.
-Skoro przyszłeś to zostań z nią chwilkę, a ja idę na kawę do kafejki na dole.
Popijam wolno trzecią kawę tego dnia. Spoglądam na zegarek. Jest kilka minut po 12. Powinnam coś zjeść, bo nie jadłam nic od wczorajszego podwieczorku. Kolacja była o 18, ale Iga kilka minut przedtem dostała gorączki i nie miałam czasu, żeby zjeść. Zupełnie nie jestem głodna. Po 20 minutach siedzenia w szpitalnej kafejce wracam do sali, w której leży moja córka. Gdy weszłam do pomieszczenia zauważyłam, że nie ma Igusi. Kilka sekund po mnie do sali szedł Bartman.
-Gdzie jest Iga? - mówię zdenerwowana. Oczywiście odpowiedzi nie słyszę. Nadal traktuje mnie, jakbym nie istniała. Podchodzę do niego i chwytam go za koszulkę. - Gdzie jest Iga?!
-Uspokój się! - łapie mnie mocno za nadgarstki. Za mocno. Boli, jak cholera. Z moich oczu ciekną łzy. - Jest na badaniach. A Ciebie już do końca pojebało?
No, może przesadziłam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Od kilku dni nie jestem sobą. Łatwo się denerwuję, zdarzyło mi się nawet krzyknąć na córkę bez powodu.
-Puść, to boli. - mówię cicho. Zaciska jeszcze mocniej. - Ałaaa! Zbyszek, proszę...
W końcu puścił.
-Co to miało być? - zapytał. - Dobrze się czujesz? Bo jak chcesz to mogę Ci załatwić pobyt w szpitalu. Psychiatrycznym - odwracam się do niego placami i nadal płaczę. - Naprawdę się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem zgadzając się, żebyś to Ty została z małą w szpitalu. Ty jesteś chora! A co jeśli zrobisz coś kiedyś Idze? A nie, przepraszam. Przecież Ty jesteś matką roku! - mówi z ironią.
-Przepraszam, nie chciałam - wydukałam pociągając nosem. Chciałam wybiec z sali, ale Zbyszek łapie mnie za rękę. - Zostaw mnie - próbuję się wyszarpać.
-Poczekaj. Przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. Ale byłem strasznie wkurzony. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś, że Iga ma gorączkę? Przecież przyjechałbym.
-Od kilku dni traktujesz mnie, jak powietrze. Sądziłam, że nie będziesz chciał mnie słuchać.
-No właśnie. Musimy porozmawiać o tym, co stało się kilka dni temu. Zapomnijmy o tym. To nie powinno się wydarzyć.
-Chcesz powiedzieć, że żałujesz?
-Dokładnie, tak - mówi stanowczo.
-Myślałam, że to coś między nami zmieni. Że będzie, jak dawniej.
-Coś Ci już kiedyś powiedziałem na ten temat. Nigdy nie będzie, jak dawniej. I będzie lepiej dla Ciebie, jeśli w końcu to zrozumiesz.
-Więc dlaczego mnie pocałowałeś?
-Bo chciałem się przekonać, czy czuję do Ciebie to samo, co kiedyś. I wiesz co Ci powiem? Nic nie poczułem.
-Więc dlaczego mnie pocałowałeś?
-Bo chciałem się przekonać, czy czuję do Ciebie to samo, co kiedyś. I wiesz co Ci powiem? Nic nie poczułem. -Dorota po tych słowach wybiegła z sali.
Czy to prawda co powiedziałem? Nie czuję już nic do niej? Nie. To nie prawda. W głębi serca kocham ją nadal, jak szalony. Ale nie potrafię sam do tego się przyznać. Czy jej wybaczyłem?Nie. To na razie się nie zmieniło i nie sądzę, że kiedyś tak się stanie.
Minęły 3 godziny. Igusię już dawno przywieźli z badań. Zastanawiam się gdzie jest Dora? Po tym, jak wybiegła z sali nie widziałem jej. Recepcjonistka powiedziała mi, że wyszła ze szpitala. Za chwilę ma przyjechać mama Doroty. Zostanie z małą, a ja mogę pojechać do domu.
-Witaj Zbyszku. Dzień dobry Słoneczko. Jak się czujesz? - kobieta przywitała się ze mną i podeszła do łóżeczka Igi. - A gdzie Dorotka?
-Nie mam pojęcia. Pani Zosiu, ja będę uciekał. Wrócę za jakieś 3 godziny. Pa kochanie. - pocałowałem Iguśkę w czoło i wyszedłem z sali.
Gdy wróciłem do domu od razu wziąłem długi prysznic. Po zjedzonym obiedzie usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. Usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć.
-Cześć, mogę wejść? - w drzwiach stała Dorota. Miała rozdartą kurtkę, z wargi i łuku brwiowego leciała jej krew, a z oczu łzy.
-Co się stało? - wpuściłem ją do środka.
-Po tym jak wyszłam ze szpitala chciałam wrócić do domu. Gdy byłam już blisko mieszkania ktoś do mnie podbiegł. Szarpał się ze mną, a w końcu uderzył kilka razy i zabrał torebkę. Tam miałam klucze, dokumenty, portfel, komórkę i wiele innych rzeczy. Mam do Ciebie głupie pytanie. Bo widzisz poprosiłam jakąś kobietę na ulicy, która widziała całe zajście, żeby zadzwoniła po taksówkę, ale nie mam pieniędzy, więc...
-Spokojnie. Już idę zapłacić.
-Spokojnie. Już idę zapłacić. - było mi głupio prosić go o cokolwiek. Ściągnęłam kurtkę i buty i weszłam do salonu.
-Zbyszek, ja Ci oddam...
-Przestań. Usiądź - wskazał na sofę. - Nic Ci się nie stało? - kucnął przede mną. - Zawieść Cię do szpitala?
-Nie.
-W takim razie zbieraj się.
-Dokąd?
-Jedziesz do domu się przebrać, a potem na policję.
-Ale klucze...
-Pamiętasz, jak kiedyś mi dałaś? - pomachał mi kluczami do mieszkania przed oczami. - Chodź.
-Cześć Słoneczko. - do sali wszedł Zbyszek z dużym misiem. Na twarzy Igusi od razu pojawił się uśmiech. Podszedł do niej i pocałował ją w główkę. Od momentu pocałunku Zibi w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Traktuje mnie, jak powietrze.
-Skoro przyszłeś to zostań z nią chwilkę, a ja idę na kawę do kafejki na dole.
Popijam wolno trzecią kawę tego dnia. Spoglądam na zegarek. Jest kilka minut po 12. Powinnam coś zjeść, bo nie jadłam nic od wczorajszego podwieczorku. Kolacja była o 18, ale Iga kilka minut przedtem dostała gorączki i nie miałam czasu, żeby zjeść. Zupełnie nie jestem głodna. Po 20 minutach siedzenia w szpitalnej kafejce wracam do sali, w której leży moja córka. Gdy weszłam do pomieszczenia zauważyłam, że nie ma Igusi. Kilka sekund po mnie do sali szedł Bartman.
-Gdzie jest Iga? - mówię zdenerwowana. Oczywiście odpowiedzi nie słyszę. Nadal traktuje mnie, jakbym nie istniała. Podchodzę do niego i chwytam go za koszulkę. - Gdzie jest Iga?!
-Uspokój się! - łapie mnie mocno za nadgarstki. Za mocno. Boli, jak cholera. Z moich oczu ciekną łzy. - Jest na badaniach. A Ciebie już do końca pojebało?
No, może przesadziłam. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Od kilku dni nie jestem sobą. Łatwo się denerwuję, zdarzyło mi się nawet krzyknąć na córkę bez powodu.
-Puść, to boli. - mówię cicho. Zaciska jeszcze mocniej. - Ałaaa! Zbyszek, proszę...
W końcu puścił.
-Co to miało być? - zapytał. - Dobrze się czujesz? Bo jak chcesz to mogę Ci załatwić pobyt w szpitalu. Psychiatrycznym - odwracam się do niego placami i nadal płaczę. - Naprawdę się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem zgadzając się, żebyś to Ty została z małą w szpitalu. Ty jesteś chora! A co jeśli zrobisz coś kiedyś Idze? A nie, przepraszam. Przecież Ty jesteś matką roku! - mówi z ironią.
-Przepraszam, nie chciałam - wydukałam pociągając nosem. Chciałam wybiec z sali, ale Zbyszek łapie mnie za rękę. - Zostaw mnie - próbuję się wyszarpać.
-Poczekaj. Przepraszam. Nie chciałem tego powiedzieć. Ale byłem strasznie wkurzony. Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś, że Iga ma gorączkę? Przecież przyjechałbym.
-Od kilku dni traktujesz mnie, jak powietrze. Sądziłam, że nie będziesz chciał mnie słuchać.
-No właśnie. Musimy porozmawiać o tym, co stało się kilka dni temu. Zapomnijmy o tym. To nie powinno się wydarzyć.
-Chcesz powiedzieć, że żałujesz?
-Dokładnie, tak - mówi stanowczo.
-Myślałam, że to coś między nami zmieni. Że będzie, jak dawniej.
-Coś Ci już kiedyś powiedziałem na ten temat. Nigdy nie będzie, jak dawniej. I będzie lepiej dla Ciebie, jeśli w końcu to zrozumiesz.
-Więc dlaczego mnie pocałowałeś?
-Bo chciałem się przekonać, czy czuję do Ciebie to samo, co kiedyś. I wiesz co Ci powiem? Nic nie poczułem.
Z perspektywy Zbyszka
-Więc dlaczego mnie pocałowałeś?
-Bo chciałem się przekonać, czy czuję do Ciebie to samo, co kiedyś. I wiesz co Ci powiem? Nic nie poczułem. -Dorota po tych słowach wybiegła z sali.
Czy to prawda co powiedziałem? Nie czuję już nic do niej? Nie. To nie prawda. W głębi serca kocham ją nadal, jak szalony. Ale nie potrafię sam do tego się przyznać. Czy jej wybaczyłem?Nie. To na razie się nie zmieniło i nie sądzę, że kiedyś tak się stanie.
Minęły 3 godziny. Igusię już dawno przywieźli z badań. Zastanawiam się gdzie jest Dora? Po tym, jak wybiegła z sali nie widziałem jej. Recepcjonistka powiedziała mi, że wyszła ze szpitala. Za chwilę ma przyjechać mama Doroty. Zostanie z małą, a ja mogę pojechać do domu.
-Witaj Zbyszku. Dzień dobry Słoneczko. Jak się czujesz? - kobieta przywitała się ze mną i podeszła do łóżeczka Igi. - A gdzie Dorotka?
-Nie mam pojęcia. Pani Zosiu, ja będę uciekał. Wrócę za jakieś 3 godziny. Pa kochanie. - pocałowałem Iguśkę w czoło i wyszedłem z sali.
Gdy wróciłem do domu od razu wziąłem długi prysznic. Po zjedzonym obiedzie usiadłem na sofie i włączyłem telewizor. Usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem otworzyć.
-Cześć, mogę wejść? - w drzwiach stała Dorota. Miała rozdartą kurtkę, z wargi i łuku brwiowego leciała jej krew, a z oczu łzy.
-Co się stało? - wpuściłem ją do środka.
-Po tym jak wyszłam ze szpitala chciałam wrócić do domu. Gdy byłam już blisko mieszkania ktoś do mnie podbiegł. Szarpał się ze mną, a w końcu uderzył kilka razy i zabrał torebkę. Tam miałam klucze, dokumenty, portfel, komórkę i wiele innych rzeczy. Mam do Ciebie głupie pytanie. Bo widzisz poprosiłam jakąś kobietę na ulicy, która widziała całe zajście, żeby zadzwoniła po taksówkę, ale nie mam pieniędzy, więc...
-Spokojnie. Już idę zapłacić.
Z perspektywy Doroty
-Spokojnie. Już idę zapłacić. - było mi głupio prosić go o cokolwiek. Ściągnęłam kurtkę i buty i weszłam do salonu.
-Zbyszek, ja Ci oddam...
-Przestań. Usiądź - wskazał na sofę. - Nic Ci się nie stało? - kucnął przede mną. - Zawieść Cię do szpitala?
-Nie.
-W takim razie zbieraj się.
-Dokąd?
-Jedziesz do domu się przebrać, a potem na policję.
-Ale klucze...
-Pamiętasz, jak kiedyś mi dałaś? - pomachał mi kluczami do mieszkania przed oczami. - Chodź.
__________
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Cierpię na całkowity brak weny. Wybaczcie mi :D
Z pozdrowieniami atomowkawilk ;)
niedziela, 4 sierpnia 2013
Nie psuj sobie świąt
-Przecież wiesz, że staram się najbardziej, jak mogę. - głos zaczął mi drżeć. Nie mogłam uwierzyć, że Zbyszek zarzucał mi, że nie potrafię zaopiekować się własnym dzieckiem.
-Widocznie nie za bardzo. Jak mogłaś zignorować te zasinienia? Nie sądziłem, że jesteś tak nieodpowiedzialna. I pomyśleć, że chciałem się z Tobą ożenić. - nie wytrzymałam. Na policzku Zibiego został czerwony i zapewne bolący ślad po mojej dłoni. Ale mogę być pewna, że nie zabolało go tak, jak mnie jego słowa.
-Dlaczego taki jesteś? Dlaczego ranisz mnie na każdym kroku? Strasznie się zmieniłeś. Nie jesteś już tym facetem, którego kochałam.
-Pomyśl tylko dlaczego się zmieniłem. Przez kogo. Nie chcę już wracać do tej sprawy, bo już na ten temat powiedzieliśmy sobie wszystko. Czekam w samochodzie. - wziął torbę i mnie wyminął. Zamknęłam mieszkanie i również wyszłam.
Bartman był strasznie wkurzony. Jechaliśmy w ciszy. Spojrzałam na licznik. Jechaliśmy z prędkością 120 km/h.
-Możesz troszkę zwolnić? - wskazówka przekroczyła kreskę oznaczającą 150 km/h. - Zbyszek, proszę Cię!
Nagle zza rogu pewnej ulicy wyjechała ciężarówka. Pisk opon, krzyk i klakson auta. Zbyszek wyszedł z samochodu, jednak ciężarówka odjechała. Serce waliło mi, jak oszalałe, a z oczy leciały mi łzy. Przez chwilę myślałam, że zderzymy się z ciężarówką. Wysiadłam z Audi Zibiego. Oparłam się o maskę.
-Prosiłam, żebyś zwolnił. Mogłeś nas zabić.
-Co powiedziałaś? - podniósł głos i zaczął iść w moją stronę. Zaczęłam się cofać. - Przez Ciebie mogła zginąć nasza córka. Pomyślałaś o tym chociaż przez chwilę? Jeżeli ona... nie daruję Ci tego! Zniszczę Cię, tak jak Ty nasz związek.
-Musimy do tego wracać?
-Jak tylko na Ciebie patrzę to wracam do tego myślami. Mam przed oczami widok Filipa, który Cię całuje, a potem pieprzy się z Tobą.
-Dlaczego nie potrafisz mi wybaczyć?
-Ty byś mi wybaczyła? - spuściłam wzrok. -Tak myślałem. Zabrałabyś Igę i zapewne odebrała prawa rodzicielskie. A teraz wsiadaj do samochodu.
Niedługo potem byliśmy już w szpitalu. Lekarz pokazał nam salę. Na łóżku siedziała Iga, a obok niej pielęgniarka, która zabawiała małą do naszego przyjazdu. Dałam córce ulubionego pluszaka i schowałam kilka rzeczy w szafce. Zbyszek poszedł porozmawiać z lekarzem. Popatrzyłam się na Igusię. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ją stracić. Zibi miał rację. Nie jestem dobrą matką. Po kilku minutach mała usnęła. Usiadłam na drugim łóżku, które było przeznaczone dla mnie. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Gdy się uspokoiłam do sali wszedł ZB9.
-Wyniki będą dopiero za 3 dni, po świętach. - powiedział obojętnie i usiadł na krześle obok łóżka Iguśki.
-Miałeś rację. - powiedziałam ze łzami w oczach. Bartman popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. - Nie potrafię zająć się Igą. Nie dziwię się, dlaczego jesteś na mnie zły. Przepraszam.
Znowu się rozpłakałam. Nigdy nie potrafiłam być twarda. Zawsze pękałam w pewnym momencie i on to wiedział. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Siatkarz poszedł do mnie. Kucnął przede mną i wytarł kciukami łzy spływające po moich policzkach.
-Ja też przepraszam. Byłem zdenerwowany i nie panowałem nad sobą. Wcale nie myślę, że nie nadajesz się na matkę. Wiem, że się starasz, ale to, co zrobiłaś było nieodpowiedzialne. A co, jeżeli okazałoby się, że Sabina bije Igę? Obiecaj mi, że będziesz bardziej uważać na nią i jeżeli coś by się działo to zawsze możesz na mnie liczyć. To jest też moja córka i jestem za nią odpowiedzialny tak samo, jak Ty.
-Obiecuję. - powiedziałam i mocno się do niego przytuliłam.
Przytuliła się do mnie z całych sił. Odwzajemniłem uścisk. Brakowało mi Jej. Jej bliskości, zapachu, dotyku, porannego podśpiewywania podczas robienia śniadania, uśmiechu, smaku ust...
-Przepraszam Cię, chyba nie powinnam. - wydukała nieco zakłopotana.
Dochodziła godzina 19. Iga dalej spała. Była zmęczona i osłabiona po serii badań, jakie przeszła.
-Jedź do domu. Nie psuj sobie świąt. - powiedziała Dorota.
-Nie ma mowy. Zostanę.
-Nie musisz.
-Ale chcę. Wiesz, że musimy powiedzieć rodzicom o Idze?
-Wiem - westchnęła. Nie chciała ich martwić, ale skoro mała ma tu zostać kilkanaście dni to chyba nie ma wyjścia. - Ale to dopiero jutro.
-Poczekaj chwilę. - wygrzebałem z torby kopertę, w której był opłatek. Połamaliśmy się nim i złożyliśmy sobie życzenia. W tej chwili Igusia obudziła się. Poszliśmy do łazienki i wspólnymi siłami wykąpaliśmy ją. Położyłem małą na łóżku i włączyłem telewizor, a Dorota wzięła prysznic. Mała zaczęła marudzić. Nigdzie nie mogłem znaleźć jej smoczka.
-Gdzie jest smoczek Iguśki?
-Został w łazience. Możesz wejść - Dorota była ubrana tylko w bieliznę. Zawsze lubiłem ją w tym wydaniu. - Tylko trzeba go wyparzyć, bo spadł na podłogę.
Podeszła do mnie ze smoczkiem. Nie zauważyła, że na ziemi jest ogromna kałuża wody i poślizgnęła się. W ostatniej chwili ją złapałem. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Odgarnąłem mokre włosy z jej policzka. Chwyciłem jej twarz w dłonie i zamknąłem oczy. Nasze usta złączyły się. Pocałunek był delikatny. Tęskniłem za jej ustami. Za ich smakiem. Ta chwila trwałaby dłużej, gdyby nie płacz córki. Oderwaliśmy się od siebie. Przez chwilę staliśmy w ciszy.
-Idę wyparzyć tego smoczka. - odchrząknąłem i wyszedłem z sali.
-Widocznie nie za bardzo. Jak mogłaś zignorować te zasinienia? Nie sądziłem, że jesteś tak nieodpowiedzialna. I pomyśleć, że chciałem się z Tobą ożenić. - nie wytrzymałam. Na policzku Zibiego został czerwony i zapewne bolący ślad po mojej dłoni. Ale mogę być pewna, że nie zabolało go tak, jak mnie jego słowa.
-Dlaczego taki jesteś? Dlaczego ranisz mnie na każdym kroku? Strasznie się zmieniłeś. Nie jesteś już tym facetem, którego kochałam.
-Pomyśl tylko dlaczego się zmieniłem. Przez kogo. Nie chcę już wracać do tej sprawy, bo już na ten temat powiedzieliśmy sobie wszystko. Czekam w samochodzie. - wziął torbę i mnie wyminął. Zamknęłam mieszkanie i również wyszłam.
Bartman był strasznie wkurzony. Jechaliśmy w ciszy. Spojrzałam na licznik. Jechaliśmy z prędkością 120 km/h.
-Możesz troszkę zwolnić? - wskazówka przekroczyła kreskę oznaczającą 150 km/h. - Zbyszek, proszę Cię!
Nagle zza rogu pewnej ulicy wyjechała ciężarówka. Pisk opon, krzyk i klakson auta. Zbyszek wyszedł z samochodu, jednak ciężarówka odjechała. Serce waliło mi, jak oszalałe, a z oczy leciały mi łzy. Przez chwilę myślałam, że zderzymy się z ciężarówką. Wysiadłam z Audi Zibiego. Oparłam się o maskę.
-Prosiłam, żebyś zwolnił. Mogłeś nas zabić.
-Co powiedziałaś? - podniósł głos i zaczął iść w moją stronę. Zaczęłam się cofać. - Przez Ciebie mogła zginąć nasza córka. Pomyślałaś o tym chociaż przez chwilę? Jeżeli ona... nie daruję Ci tego! Zniszczę Cię, tak jak Ty nasz związek.
-Musimy do tego wracać?
-Jak tylko na Ciebie patrzę to wracam do tego myślami. Mam przed oczami widok Filipa, który Cię całuje, a potem pieprzy się z Tobą.
-Dlaczego nie potrafisz mi wybaczyć?
-Ty byś mi wybaczyła? - spuściłam wzrok. -Tak myślałem. Zabrałabyś Igę i zapewne odebrała prawa rodzicielskie. A teraz wsiadaj do samochodu.
Niedługo potem byliśmy już w szpitalu. Lekarz pokazał nam salę. Na łóżku siedziała Iga, a obok niej pielęgniarka, która zabawiała małą do naszego przyjazdu. Dałam córce ulubionego pluszaka i schowałam kilka rzeczy w szafce. Zbyszek poszedł porozmawiać z lekarzem. Popatrzyłam się na Igusię. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym ją stracić. Zibi miał rację. Nie jestem dobrą matką. Po kilku minutach mała usnęła. Usiadłam na drugim łóżku, które było przeznaczone dla mnie. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne? Gdy się uspokoiłam do sali wszedł ZB9.
-Wyniki będą dopiero za 3 dni, po świętach. - powiedział obojętnie i usiadł na krześle obok łóżka Iguśki.
-Miałeś rację. - powiedziałam ze łzami w oczach. Bartman popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. - Nie potrafię zająć się Igą. Nie dziwię się, dlaczego jesteś na mnie zły. Przepraszam.
Znowu się rozpłakałam. Nigdy nie potrafiłam być twarda. Zawsze pękałam w pewnym momencie i on to wiedział. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Siatkarz poszedł do mnie. Kucnął przede mną i wytarł kciukami łzy spływające po moich policzkach.
-Ja też przepraszam. Byłem zdenerwowany i nie panowałem nad sobą. Wcale nie myślę, że nie nadajesz się na matkę. Wiem, że się starasz, ale to, co zrobiłaś było nieodpowiedzialne. A co, jeżeli okazałoby się, że Sabina bije Igę? Obiecaj mi, że będziesz bardziej uważać na nią i jeżeli coś by się działo to zawsze możesz na mnie liczyć. To jest też moja córka i jestem za nią odpowiedzialny tak samo, jak Ty.
-Obiecuję. - powiedziałam i mocno się do niego przytuliłam.
Z perspektywy Zbyszka
Przytuliła się do mnie z całych sił. Odwzajemniłem uścisk. Brakowało mi Jej. Jej bliskości, zapachu, dotyku, porannego podśpiewywania podczas robienia śniadania, uśmiechu, smaku ust...
-Przepraszam Cię, chyba nie powinnam. - wydukała nieco zakłopotana.
Dochodziła godzina 19. Iga dalej spała. Była zmęczona i osłabiona po serii badań, jakie przeszła.
-Jedź do domu. Nie psuj sobie świąt. - powiedziała Dorota.
-Nie ma mowy. Zostanę.
-Nie musisz.
-Ale chcę. Wiesz, że musimy powiedzieć rodzicom o Idze?
-Wiem - westchnęła. Nie chciała ich martwić, ale skoro mała ma tu zostać kilkanaście dni to chyba nie ma wyjścia. - Ale to dopiero jutro.
-Poczekaj chwilę. - wygrzebałem z torby kopertę, w której był opłatek. Połamaliśmy się nim i złożyliśmy sobie życzenia. W tej chwili Igusia obudziła się. Poszliśmy do łazienki i wspólnymi siłami wykąpaliśmy ją. Położyłem małą na łóżku i włączyłem telewizor, a Dorota wzięła prysznic. Mała zaczęła marudzić. Nigdzie nie mogłem znaleźć jej smoczka.
-Gdzie jest smoczek Iguśki?
-Został w łazience. Możesz wejść - Dorota była ubrana tylko w bieliznę. Zawsze lubiłem ją w tym wydaniu. - Tylko trzeba go wyparzyć, bo spadł na podłogę.
Podeszła do mnie ze smoczkiem. Nie zauważyła, że na ziemi jest ogromna kałuża wody i poślizgnęła się. W ostatniej chwili ją złapałem. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Odgarnąłem mokre włosy z jej policzka. Chwyciłem jej twarz w dłonie i zamknąłem oczy. Nasze usta złączyły się. Pocałunek był delikatny. Tęskniłem za jej ustami. Za ich smakiem. Ta chwila trwałaby dłużej, gdyby nie płacz córki. Oderwaliśmy się od siebie. Przez chwilę staliśmy w ciszy.
-Idę wyparzyć tego smoczka. - odchrząknąłem i wyszedłem z sali.
sobota, 27 lipca 2013
Lekarz się myli
Dwa tygodnie bez siatkówki dłużyły się niemiłosiernie. Z racji tego, że niedługo miały być święta Bożego Narodzenia trener kazał mi się stawić na treningu dopiero 2 lutego. Władze klubu, a zwłaszcza trener był zadowolony z wyników naszej pracy i zajmowanego miejsca w tabeli (2 miejsce za TAURONem MKS Dąbrową Górniczą), więc dał dziewczynom wolne już od 23 grudnia do 2 dnia nowego roku. Żadna z nas nie miała jeszcze aż tak długiej przerwy świątecznej od lat. Z dnia na dzień stan mojego zdrowia się poprawiał. Czułam się dużo lepiej, żebra bolały coraz mniej. Sabina nadal pomagała mi w opiece nad Igą, bo ja nie mogłam dźwigać.
W dzień Wigilii próbowałam troszkę ogarnąć mieszkanie, bo wszędzie leżą zabawki mojej córki. O 16 miałam stawić się w swoim rodzinnym domu na świątecznej kolacji. Tuż przed południem postanowiłam wykąpać Igę, gdyż umorusała się ciasteczkiem. Podczas kąpieli zauważyłam na jej ciele dziwne zasinienia. Na początku wmawiałam sobie, że Igusia uderzyła się o coś i ma siniaki. Zignorowałam to. Godzinę później siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy "Rudolfa Czerwononosego Renifera". Ktoś zadzwonił do drzwi, więc poszłam otworzyć.
-Zbyszek? Co Ty tu robisz? Nie pojechałeś do rodziców na święta? - zapytałam zdziwiona. Dopiero po chwili zauważyłam, że Zibi trzyma w ręce kolorowo zapakowane pudełko. No, tak. Przyniósł prezent dla córki.
Dawno nie widziałam tak szczęśliwego dziecka. Iga strasznie się cieszyła z prezentu. Bartman wyszedł na chwilę do kuchni po sok. Nagle mała zaczęła płakać i krzyczeć. Siatkarz w jednej chwili wrócił do salonu.
-Co się stało? Zrobiłaś jej coś?
-Słucham?! - wkurzyłam się. - Nie wiem, co się stało. Przed chwilą wszystko było dobrze.
ZB9 wziął Igę na ręce i próbował uspokoić. Była strasznie blada i nie mogła oddychać. Zaczęłam panikować. Dobrze, że Bartman zachował zimną głowę i kazał mi się ubierać. Narzuciłam na siebie kurtkę, buty i szalik i szybko ubrałam małą. 15 minut później z piskiem opon Zibi zatrzymał się pod szpitalem. Na izbie przyjęć nie było dużo osób, w końcu są święta. Lekarz dokładnie zbadał Igę, po czym położył ją na plecach i zgiął jej kolana do klatki piersiowej.
-Może pan w końcu powiedzieć, co dolega mojej córce? - zagrzmiał siatkarz.
-To napad hipoksemiczny.
-To znaczy?
-Napady hipoksemiczne występują w siniczych wadach wrodzonych serca ze zwężeniem tętnicy płucnej. Występują u dzieci w różnym wieku, najczęściej jednak między 6 — 18 miesiącem życia.
-Ale Iga nie ma wady serca. - odpowiedziałam szybko.
-To niemożliwe. Kiedy była pani z nią u lekarza?
-Na początku grudnia. - Igusia miała wtedy szczepienie.
-Musimy ją zostawić w szpitalu. Zrobimy wszystkie potrzebne badania i ustalimy typ wady serca.
-Długo to potrwa?
-Badania wykonamy dziś. Dam pani córce jednoosobową salę.
-Zaraz, zaraz. To znaczy, że ona tu zostanie? - zapytał Zbyszek.
-Niestety tak. Minimum kilka tygodni. Jeżeli badania nic nie wykażą, będziemy musieli zostawić ją na obserwacji. Poproszę pielęgniarkę, żeby wstawiła do sali drugie łóżko. Może pani zostać przy córce.
Z bezsilności usiadłam na krześle. Jak to się stało, że niczego nie zauważyłam? Schowałam twarz w dłonie. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
-Nic jej nie będzie. Może lekarz się myli. Po badaniach wszystko będzie jasne.
-Muszę zadzwonić do rodziców. Miałam spędzić z nimi Wigilię. Tylko co ja im powiem? Nie mogę im powiedzieć, że Iga jest w szpitalu, bo będą się martwić.
-Ja do nich zadzwonię. - powiedział Zibi.
-Dzień dobry, z tej strony Zbyszek. Chciałem przekazać, że Dorotki nie będzie... Tak, Igusi też nie... Postanowiliśmy spędzić święta razem, w trójkę...Wesołych świąt!
Dobre kłamstwo nie jest złe? Wszystkie są okropne. Bartman wykręcił numer i zadzwonił do swojej mamy. Powiedział jej to samo, co przed chwilą do mojej. Nie tak wyobrażałam sobie święta. Miałam spędzić je z najbliższymi w rodzinnym domu, podzielić się opłatkiem, zjeść świąteczną kolację, śpiewać kolędy, otwierać prezenty, a później pójść do kościoła na pasterkę. Zamiast tego siedzę w szpitalu i nie mam pojęcia, co dolega mojej córce.
Mija godzina, później druga i następna. Zbyszek nerwowo chodzi po korytarzu, a ja siedzę na krzesełku i coraz bardziej zaczynam się zamartwiać. W końcu z sali, w której trwają badania wychodzi lekarz. Zerwałam się na nogi i podeszłam do Zibiego, który już rozmawiał z doktorem.
-Co dolega Idze?
-Badania jeszcze trwają. Skończymy je za minimum godzinę. Proszę jechać do domu i przywieźć rzeczy córki. Nawet jeśli badania niczego nie wykażą będziemy musieli ją zostawić na obserwacji przez kilka dni. Rozmawiałem już z ordynatorem kardiologii dziecięcej. To pierwszy pobyt dziecka w szpitalu?
-Tak. - potwierdziłam.
-A więc najlepiej będzie, jeśli ktoś z Państwa zostanie z córką. Małe dzieci lepiej się czują, jeżeli jest przy nich ktoś bliski, zwłaszcza rodzic. - powiedział lekarz i odszedł.
Wyciągnęłam torbę i spakowałam do niej ubranka, pampersy, kilka zabawek i wiele innych rzeczy, które będą mi potrzebne w szpitalu. Miałam nadzieję, że badania jednak niczego nie wykażą i Iga będzie zdrowa.
-Nie zauważyłaś niczego? Słyszałaś, że lekarz mówił, że w wielu miejscach na ciele ma zasinienia.
-Widziałam je, ale myślałam, że to zwykłe siniaki.
-I skąd kurwa wzięłoby się tyle siniaków? Pomyślałaś chociaż o tym przez chwilę? - wkurzył się Bartman. Zauważyłam, że gdy już jechaliśmy do mojego mieszkania spakować Igusię był zdenerwowany i wiedziałam, że w końcu wybuchnie.
-Możesz na mnie nie krzyczeć? Sąsiedzi usłyszą.
-I dobrze! Niech wiedzą, że nie umiesz się zająć córką!
W dzień Wigilii próbowałam troszkę ogarnąć mieszkanie, bo wszędzie leżą zabawki mojej córki. O 16 miałam stawić się w swoim rodzinnym domu na świątecznej kolacji. Tuż przed południem postanowiłam wykąpać Igę, gdyż umorusała się ciasteczkiem. Podczas kąpieli zauważyłam na jej ciele dziwne zasinienia. Na początku wmawiałam sobie, że Igusia uderzyła się o coś i ma siniaki. Zignorowałam to. Godzinę później siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy "Rudolfa Czerwononosego Renifera". Ktoś zadzwonił do drzwi, więc poszłam otworzyć.
-Zbyszek? Co Ty tu robisz? Nie pojechałeś do rodziców na święta? - zapytałam zdziwiona. Dopiero po chwili zauważyłam, że Zibi trzyma w ręce kolorowo zapakowane pudełko. No, tak. Przyniósł prezent dla córki.
Dawno nie widziałam tak szczęśliwego dziecka. Iga strasznie się cieszyła z prezentu. Bartman wyszedł na chwilę do kuchni po sok. Nagle mała zaczęła płakać i krzyczeć. Siatkarz w jednej chwili wrócił do salonu.
-Co się stało? Zrobiłaś jej coś?
-Słucham?! - wkurzyłam się. - Nie wiem, co się stało. Przed chwilą wszystko było dobrze.
ZB9 wziął Igę na ręce i próbował uspokoić. Była strasznie blada i nie mogła oddychać. Zaczęłam panikować. Dobrze, że Bartman zachował zimną głowę i kazał mi się ubierać. Narzuciłam na siebie kurtkę, buty i szalik i szybko ubrałam małą. 15 minut później z piskiem opon Zibi zatrzymał się pod szpitalem. Na izbie przyjęć nie było dużo osób, w końcu są święta. Lekarz dokładnie zbadał Igę, po czym położył ją na plecach i zgiął jej kolana do klatki piersiowej.
-Może pan w końcu powiedzieć, co dolega mojej córce? - zagrzmiał siatkarz.
-To napad hipoksemiczny.
-To znaczy?
-Napady hipoksemiczne występują w siniczych wadach wrodzonych serca ze zwężeniem tętnicy płucnej. Występują u dzieci w różnym wieku, najczęściej jednak między 6 — 18 miesiącem życia.
-Ale Iga nie ma wady serca. - odpowiedziałam szybko.
-To niemożliwe. Kiedy była pani z nią u lekarza?
-Na początku grudnia. - Igusia miała wtedy szczepienie.
-Musimy ją zostawić w szpitalu. Zrobimy wszystkie potrzebne badania i ustalimy typ wady serca.
-Długo to potrwa?
-Badania wykonamy dziś. Dam pani córce jednoosobową salę.
-Zaraz, zaraz. To znaczy, że ona tu zostanie? - zapytał Zbyszek.
-Niestety tak. Minimum kilka tygodni. Jeżeli badania nic nie wykażą, będziemy musieli zostawić ją na obserwacji. Poproszę pielęgniarkę, żeby wstawiła do sali drugie łóżko. Może pani zostać przy córce.
Z bezsilności usiadłam na krześle. Jak to się stało, że niczego nie zauważyłam? Schowałam twarz w dłonie. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje.
-Nic jej nie będzie. Może lekarz się myli. Po badaniach wszystko będzie jasne.
-Muszę zadzwonić do rodziców. Miałam spędzić z nimi Wigilię. Tylko co ja im powiem? Nie mogę im powiedzieć, że Iga jest w szpitalu, bo będą się martwić.
-Ja do nich zadzwonię. - powiedział Zibi.
-Dzień dobry, z tej strony Zbyszek. Chciałem przekazać, że Dorotki nie będzie... Tak, Igusi też nie... Postanowiliśmy spędzić święta razem, w trójkę...Wesołych świąt!
Dobre kłamstwo nie jest złe? Wszystkie są okropne. Bartman wykręcił numer i zadzwonił do swojej mamy. Powiedział jej to samo, co przed chwilą do mojej. Nie tak wyobrażałam sobie święta. Miałam spędzić je z najbliższymi w rodzinnym domu, podzielić się opłatkiem, zjeść świąteczną kolację, śpiewać kolędy, otwierać prezenty, a później pójść do kościoła na pasterkę. Zamiast tego siedzę w szpitalu i nie mam pojęcia, co dolega mojej córce.
Mija godzina, później druga i następna. Zbyszek nerwowo chodzi po korytarzu, a ja siedzę na krzesełku i coraz bardziej zaczynam się zamartwiać. W końcu z sali, w której trwają badania wychodzi lekarz. Zerwałam się na nogi i podeszłam do Zibiego, który już rozmawiał z doktorem.
-Co dolega Idze?
-Badania jeszcze trwają. Skończymy je za minimum godzinę. Proszę jechać do domu i przywieźć rzeczy córki. Nawet jeśli badania niczego nie wykażą będziemy musieli ją zostawić na obserwacji przez kilka dni. Rozmawiałem już z ordynatorem kardiologii dziecięcej. To pierwszy pobyt dziecka w szpitalu?
-Tak. - potwierdziłam.
-A więc najlepiej będzie, jeśli ktoś z Państwa zostanie z córką. Małe dzieci lepiej się czują, jeżeli jest przy nich ktoś bliski, zwłaszcza rodzic. - powiedział lekarz i odszedł.
Wyciągnęłam torbę i spakowałam do niej ubranka, pampersy, kilka zabawek i wiele innych rzeczy, które będą mi potrzebne w szpitalu. Miałam nadzieję, że badania jednak niczego nie wykażą i Iga będzie zdrowa.
-Nie zauważyłaś niczego? Słyszałaś, że lekarz mówił, że w wielu miejscach na ciele ma zasinienia.
-Widziałam je, ale myślałam, że to zwykłe siniaki.
-I skąd kurwa wzięłoby się tyle siniaków? Pomyślałaś chociaż o tym przez chwilę? - wkurzył się Bartman. Zauważyłam, że gdy już jechaliśmy do mojego mieszkania spakować Igusię był zdenerwowany i wiedziałam, że w końcu wybuchnie.
-Możesz na mnie nie krzyczeć? Sąsiedzi usłyszą.
-I dobrze! Niech wiedzą, że nie umiesz się zająć córką!
_________
W każdym życiu muszą być chwile dobre i złe. Jak na razie w życiu Dorotki pojawiają się te złe, ale zapewniam Was, że w końcu wyjdzie dla niej słońce i zacznie jaśniej świecić :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)